środa, 5 lipca

Niemcy drżą o swój przemysł. W tle USA, miliardowe subwencje i walka o "niemiecki dobrobyt"

Anna Widzyk / Deutsche Welle

  • Witaj w JedenNewsDziennie.pl. Dziś zajmujemy się Niemcami i wartymi miliardy euro gospodarczymi wyzwaniami, których nie widać z Polski. Oto najważniejsze punkty materiału:
  • Widmo deindustrializacji krąży nad Niemcami. Nie brakuje obaw, że przemysł będzie uciekał za granicę
  • Niemieckie firmy tną produkcję i zamykają zakłady. "Na wszystko potrzebne są pozwolenia"
  • „Trend wiedzie w stronę Ameryki Północnej”. Prawie połowa firm chce zwiększyć inwestycje w tym regionie
  • "Wielki wyścig subwencji". Efektem największa zagraniczna inwestycja bezpośrednia w Niemczech po II wojnie światowej
  • Rząd Niemiec obawia się, że gwałtowny wzrost cen energii "poważnie zagraża dobrobytowi i silnej bazie przemysłowej"
  • Co dalej? Co osłabienie niemieckiego przemysłu, a w konsekwencji siły gospodarczej Niemiec oznaczałoby dla Polski?
następna sekcja

Widmo deindustrializacji krąży nad Niemcami. Nie brakuje obaw, że przemysł będzie uciekał za granicę

Wysokie ceny energii, brak fachowców czy przerośnięta biurokracja coraz bardziej doskwierają niemieckim firmom. Nie brakuje obaw, że przemysł będzie uciekał za granicę – zwłaszcza że Amerykanie kuszą potężnymi subwencjami.

Deindustrializacja. Słowo to pada ostatnio bardzo często w debatach niemieckich polityków, przedsiębiorców i ekspertów. Nie oznacza ono nic dobrego dla największej gospodarki europejskiej i najważniejszego partnera gospodarczego Polski. Mnożą się obawy przed zamykaniem zakładów i falą przeniesień niemieckiej produkcji przemysłowej za granicę, motywowaną przede wszystkim gwałtownym wzrostem cen energii w wyniku rosyjskiej inwazji na Ukrainę i przerwania dostaw gazu z Rosji.

Nie spełniły się wprawdzie czarne scenariusze, kreślone jeszcze jesienią ubiegłego roku, że dojdzie do racjonowania gazu i przejściowych blackoutów. Ale koszty energii w Niemczech ciągle są bardzo wysokie: cena prądu dla zakładów to ponad 12 centów za jedną kilowatogodzinę, niemal pięć razy tyle co np. w USA. Dla wielu firm z energochłonnych gałęzi przemysłu – takich jak huty metali i szkła, zakłady chemiczne czy papiernicze – produkcja w Niemczech staje się nieopłacalna. Zwłaszcza, że dojdą do tego koszty ograniczania emisji CO2 i redukcji zużycia paliw kopalnych, zgodnie z założeniami polityki klimatycznej.

następna sekcja

Niemieckie firmy tną produkcję i zamykają zakłady. "Na wszystko potrzebne są pozwolenia"

Niektóre zakłady już tną produkcję, jak producent aluminium Speira, który z końcem tego roku zamyka hutę w Neuss w Nadrenii Północnej-Westfalii. W lutym tego roku niemiecki gigant chemiczny BASF ogłosił zamknięcie kilku zakładów w swoim mateczniku Ludwigshafen i likwidację 2600 miejsc pracy na świecie, w tym 700 w samym Ludwigshafen. Inne firmy zamrażają inwestycje, a niejedna przenosi część produkcji i miejsc pracy za granicę; według najnowszej ankiety Federacji Niemieckiego Przemysłu (BDI) takie działania podjęło już 16 proc. firm.

Koszty energii – w połączeniu z takimi problemami jak niedobór fachowców, inflacja, wysokie podatki i koszty pracy, a także przerośnięta biurokracja – powodują, że w Niemczech nastaje ogólnie nieprzyjazny klimat dla inwestycji.

– To nie tylko obawa, ale już rzeczywistość. Każdego dnia widzimy duże koncerny, firmy średnie i rodzinne, które mówią: „Nie możemy już być konkurencyjni w skali globalnej przy warunkach panujących w Niemczech” – alarmował prezes BDI Siegfried Russwurm w niedawnym wywiadzie dla wysokonakładowego dziennika „Bild”. Według niego wiele firm poważnie rozważa inwestycje i przeniesienie produkcji za granicę, a nawet „podejmuje bardzo konkretne działania” w tym celu.

Russwurm skarżył się, że Niemcy są „zbyt zbiurokratyzowane i zbyt powolne”. – Na wszystko potrzebne są pozwolenia, nie tylko na budowę infrastruktury, ale każdą zmianę w firmie, jak instalacja nieemisyjnych źródeł energii. Wszystko musi być udokumentowane na papierze. To trwa zbyt długo – wyliczał szef BDI. – A w dodatku jesteśmy zbyt drodzy. Mamy ceny energii, które nie są konkurencyjne – mówił Russwurm. I dodał, że podatki w Niemczech są dużo wyższe niż w krajach sąsiednich. – Jeśli chodzi o podatki, jesteśmy mistrzami świata – stwierdził.

następna sekcja

„Trend wiedzie w stronę Ameryki Północnej”. Prawie połowa firm chce zwiększyć inwestycje w tym regionie

Opinie szefa BDI potwierdza majowa ankieta Niemieckiej Izby Przemysłowo-Handlowej (DIHK), przeprowadzona wśród ponad 5000 przedsiębiorstw. 44 proc. niemieckich firm aktywnych za granicą chce zwiększyć swoje inwestycje w regionie Ameryki Północnej. Równie wysoki jest odsetek tych, którzy planują większe inwestycje w Afryce oraz na Bliskim i Środkowym Wschodzie. Niewiele mniejszym zainteresowaniem cieszy się też region Azji i Pacyfiku (bez Chin). Z kolei w strefie euro więcej zainwestować chce tylko 33 proc. ankietowanych przedsiębiorstw. Wprawdzie co druga firma dobrze ocenia obecną sytuację dla biznesu w strefie euro, jednak tylko co piąta spodziewa się dobrego rozwoju gospodarczego – tak wynika z raportu DIHK.


– Problemy w kraju są tak duże, że przedsiębiorstwa wolą inwestować za granicą – podsumował wicedyrektor DIHK Volker Treier. Jego zdaniem można mówić o „pełzającym przenoszeniu” produkcji, zaś „trend zmierza w stronę Ameryki”. Do USA – oprócz znacznie niższych cen energii – ciągną inwestorów zachęty podatkowe zawarte w przyjętej w zeszłym roku ustawie Inflation Reduction Act, która przewiduje wydanie 370 mld dolarów na rozwój zielonej energii i technologii przyjaznych dla klimatu.

Kawałek z tego amerykańskiego tortu uszczknął już niemiecki koncern motoryzacyjny Volkswagen, który wkrótce rozpocznie w Karolinie Południowej budowę fabryki elektrycznych samochodów terenowych Scout. Wartość inwestycji to 2 mld dolarów, z czego 1,29 mld pokryją subwencje przyznane przez władze stanowe. Z kolei niemiecki koncern energetyczny RWE z Essen, który w ostatnim czasie zainwestował 8 mld euro w sektorze energii odnawialnych, m.in. za ponad 6 mld euro kupił amerykańską firmę Con Edison Clean Energy Businesses, producenta energii słonecznej.

Tymczasem według rządowej agencji inwestycji zagranicznych German Trade and Invest (GTAI) Niemcy nadal są atrakcyjną lokalizacją dla firm z zagranicy. W zeszłym roku zagraniczni inwestorzy zapowiedzieli 1783 projekty warte w sumie 25,3 mld euro. Jednak oczekują oni zwykle, że państwo dołoży się do ich przedsięwzięcia, a Amerykanie mocno podnieśli poprzeczkę w globalnej konkurencji o nowe inwestycje.

następna sekcja

"Wielki wyścig subwencji". Efektem największa zagraniczna inwestycja bezpośrednia w Niemczech po II wojnie światowej

I tak koncern Intel, który ma wybudować koło Magdeburga w Saksonii-Anhalt fabrykę czipów, w negocjacjach z rządem w Berlinie wywalczył zwiększenie obiecanych subwencji z 6,8 mld euro do 9,9 mld. Według gazety koncern uzasadnił swoje żądania wzrostem przewidywanych kosztów inwestycji z 17 mld do ponad 30 mld euro. Mimo oporu resortu finansów Berlin uległ tym żądaniom. Chodzi bowiem o największą zagraniczną inwestycję bezpośrednią w Niemczech po II wojnie światowej – i to w obszarze najnowszych technologii.

– Obawiamy się, że wyścig o subwencje będzie trwał dalej – mówi profesor Hubertus Bardt, szef Instytutu Niemieckiej Gospodarki w Kolonii. – Każdy region świata obecnie stara się skusić producentów czipów subwencjami. Ci oczywiście to wiedzą i próbują tę szansę na pieniądze z kasy państwa jak najlepiej wykorzystać.

Jednak w tej chwili – jak dodaje ekspert – prawdziwy game changer w rywalizacji o inwestycje to wspomniane już koszty energii. Jeszcze przed rosyjską inwazją na Ukrainę koszty te były w Niemczech dwa, a nawet trzy razy wyższe niż w Stanach Zjednoczonych. – Już wtedy był to problem, ale teraz jest pięć razy drożej. Dla wielu firm to nie do przyjęcia – ocenia Bardt.

Jak zauważa, energochłonna jest także produkcja baterii do samochodów elektrycznych, którą Europa również próbuje do siebie przyciągnąć, aby uniezależnić się od importu i uodpornić na zakłócenia w łańcuchach dostaw. – Ale wysokie ceny energii to utrudniają – dodaje.

następna sekcja

Rząd Niemiec obawia się, że gwałtowny wzrost cen energii "poważnie zagraża dobrobytowi i silnej bazie przemysłowej Niemiec"

Ulżyć energochłonnym branżom przemysłu miałaby najnowsza propozycja ministra gospodarki Roberta Habecka z partii Zielonych. Chce on wprowadzenia do 2030 roku pułapu ceny prądu dla przemysłu na poziomie 6 centów za kilowatogodzinę. Sfinansowanie tego rozwiązania pochłonęłoby około 30 mld euro z kasy państwa. „Firmy energochłonne są podstawą niemieckiego przemysłu, a tym samym naszego dobrobytu” – podkreślił Habeck w uzasadnieniu swojej propozycji. I dodał, że gwałtowny wzrost cen energii „poważnie zagraża dobrobytowi i silnej bazie przemysłowej Niemiec”. Zastrzeżenia do planu Habecka ma wprawdzie liberalna partia FDP, koalicjant niemieckich socjaldemokratów SPD i Zielonych, ale jest szansa, że ustawa zostanie przyjęta jeszcze w lipcu.

Zdaniem profesora Bardta subwencjonowanie kosztów energii miałoby sens tylko wówczas, jeśliby było przejściowe i stanowiło część szerszych rozwiązań, wspierających przestawianie się przemysłu na energię ze źródeł odnawialnych. – Rzeczywiście potrzebujemy odpowiednich programów wsparcia, aby pomóc przedsiębiorstwom na drodze do dekarbonizacji świata – mówi ekspert.

następna sekcja

Co dalej? Co osłabienie niemieckiego przemysłu, a w konsekwencji siły gospodarczej Niemiec oznaczałoby dla Polski?

Wprawdzie niektóre firmy mogą zdecydować się na przeniesienie produkcji z Niemiec za wschodnią granicę, ale – zdaniem eksperta – na „Schadenfreude” nie ma tu miejsca, bo gospodarki Polski i Niemiec są ściśle ze sobą powiązane. Jeden z przykładów to branża motoryzacyjna, która wciąż uchodzi za centralną gałąź niemieckiej gospodarki i stoi przed ogromnym wyzwaniem związanym z przechodzeniem na nisko- i zeroemisyjną mobilność. – [Branża ta] zapewne jest na dobrej drodze, ale istnieje ryzyko, że nie będzie już tak silna jak w przeszłości – zauważa Brandt. Tymczasem do Niemiec i tamtejszych firm motoryzacyjnych trafia około jednej trzeciej eksportu tego sektora w Polsce. – To zatem problem ogólnoeuropejski – podsumowuje Bardt.

następna sekcja

Cytat na koniec

"Prawdziwy game changer w rywalizacji o inwestycje to wspomniane już koszty energii. Jeszcze przed rosyjską inwazją na Ukrainę koszty te były w Niemczech dwa, a nawet trzy razy wyższe niż w Stanach Zjednoczonych. Już wtedy był to problem, ale teraz jest pięć razy drożej. Dla wielu firm to nie do przyjęcia"

Profesor Hubertus Bardt, szef Instytutu Niemieckiej Gospodarki w Kolonii

następna sekcja

Wykorzystane materiały

Rozmówcy:

  • Profesor Hubertus Bardt, szef Instytutu Niemieckiej Gospodarki w Kolonii [link]

Komentarze i źródła:

  • depesza Reutersa z 5 czerwca 2023 r.: „BDI – Jeder sechste Industriebetrieb verlagert Jobs und Produktion ins Ausland” [link]
  • Felix Ruprecht, „Deutschland droht die Kohle-Katastrophe!”, BILD Online, 20 czerwca 2023 r.; dostęp online: 23 czerwca 2023 r. [link]
  • depesza DPA z 17 kwietnia 2023 r.: „Industrie fordert bessere Bedingungen – ‚Wettbewerb ist heftig’” [link]
  • raport „AHK World Business Outlook. Frühjahr 2023”, [link]
  • Martin Greive, Joachim Hofer, Julian Olk, „Intel-Werk Magdeburg plant mit Zehn Milliarden Euro Mehrkosten”, Handelsblatt, 2.06.2023; dostęp online 3.06.2023 r. [link]
  • komunikat agencji Germany Trade and Invest (GTAI): „Germany Books Massive Foreign Business Direct Investment Increase in 2022”, 22 maja 2023 r. [link]
  • Komunikat Federalnego Ministerstwa Gospodarki i Ochrony Klimatu „Habeck legt Arbeitspapier zum Industriestrompreis vor”, 5 maja 2023 r. [link]

Czas pracy nad materiałem: 11 godzin.

To wszystko na dziś

Do zobaczenia!