"Planowano wypędzenie z Niemiec milionów ludzi". Czy uda się zdelegalizować AfD?
- Witaj w JedenNewsDziennie.pl. Dziś zajmujemy się sytuacją w Niemczech po doniesieniach o udziale polityków AfD w poufnym spotkaniu w Poczdamie. Oto najważniejsze punkty materiału:
- Doniesienia o udziale polityków niemieckiej AfD w poufnym spotkaniu na temat planu masowych deportacji imigrantów zmobilizowały niemieckie społeczeństwo do oporu przeciw populistycznej prawicy. W weekend odbyły się wielotysięczne demonstracje, a politycy dyskutują o delegalizacji AfD
- Ostro zareagował kanclerz Niemiec Olaf Scholz, który oskarżył skrajną prawicę o snucie "odrażających planów przesiedleńczych". Przyrównał je do rasistowskiej ideologii nazistowskiej
- Posłowie wszystkich pozostałych partii zwarli szeregi, ostrzegając przed zagrożeniem, jakie stanowić ma populistyczno-prawicowe ugrupowanie. Jesteście "wilkami w owczej skórze", "wrogami demokracji" – oskarżali posłów Alternatywy dla Niemiec
- "Wydaje się, że ludzie nie dostrzegają, jak poważne są zagrożenia dla naszej demokracji". Niemiecki kontrwywiad, Urząd Ochrony Konstytucji, od dawna zajmuje się AfD. W raporcie na temat prawicowego ekstremizmu w Niemczech uznał ugrupowanie za "podejrzany przypadek”
- Co dalej? Nikt nie może jednak przewidzieć, czy AfD zostanie zatrzymana. "Wielu ludzi, którzy nigdy bądź od dawna nie chodziło na protesty, teraz wychodzi na ulice, by zademonstrować sprzeciw. To ważny sygnał ogólnoniemieckiego protestu i mobilizacji"
Doniesienia o udziale polityków niemieckiej AfD w poufnym spotkaniu na temat planu masowych deportacji imigrantów zmobilizowały niemieckie społeczeństwo do oporu przeciw populistycznej prawicy. W weekend odbyły się wielotysięczne demonstracje, a politycy dyskutują o delegalizacji AfD
Prawie milion osób zgromadziły demonstracje przeciwko skrajniej prawicy, które w miniony weekend przetoczyły się przez całe Niemcy. W Monachium czy Hamburgu policja musiała rozwiązać zgromadzenia, bo uczestników było wielokrotnie więcej niż spodziewali się organizatorzy. W Berlinie przed budynkiem Reichstagu zebrało się w minioną niedzielę blisko 100 tysięcy osób. Tysiące ludzi wyszły na ulice także we wschodnioniemieckich miastach, jak Erfurt, Drezno, Lipsk czy Cottbus, mimo że to właśnie te regiony uchodzą za bastiony populistyczno-prawicowej partii Alternatywa dla Niemiec (AfD) – przeciwko której skierowane były protesty.
Iskrą były doniesienia mediów o tajnym spotkaniu skrajnie prawicowych działaczy w willi w Poczdamie, na którym austriacki ekstremista Martin Sellner, były przywódca Ruchu Identytarnego, miał przedstawić koncepcję "reemigracji”. Według ustaleń kolektywu dziennikarzy śledczych Correctiv w spotkaniu, które odbyło się 25 listopada ub. roku, uczestniczyło również kilkoro wysokiej rangi polityków niemieckiej populistyczno-prawicowej partii Alternatywa dla Niemiec (AfD). Rozmawiano tam zaś m.in. o szczegółach realizacji "masterplanu reemigracji”, gdyby AfD – będąca według sondaży drugą siłą polityczną w Niemczech – doszła do władzy.
"Planowano ni miej ni więcej, tylko wypędzenie z Niemiec milionów ludzi” – alarmowali dziennikarze Correctiv w swoim artykule. "Reemigracja” to bowiem eufemizm, używany przez prawicowe i skrajnie prawicowe ugrupowania, za którym kryją się żądania przymusowej, a nawet masowych deportacji osób o pochodzeniu migracyjnym.
Według koncepcji Sellnera, opisanej w prawicowym magazynie "Sezession”, "reemigracją” objęci mieliby zostać obcokrajowcy, którzy uzyskali prawo pobytu w wyniku "oszustwa azylowego”, a także osoby niebędące obywatelami, stanowiące "obciążenie kulturowe, ekonomiczne i kryminologiczne”. Dotyczyłaby także osób, które uzyskały obywatelstwo kraju przyjmującego, ale nie "zasymilowały się” i "tworzą agresywne, szybko rozwijające się społeczeństwa równoległe oraz nie są w stanie się zintegrować”.
Ostro zareagował kanclerz Niemiec Olaf Scholz, który oskarżył skrajną prawicę o snucie "odrażających planów przesiedleńczych". Przyrównał je do rasistowskiej ideologii nazistowskiej
Doniesienia te wywołały w Niemczech burzę i skojarzenia z najciemniejszym okresem niemieckiej historii – czasami nazistowskiej dyktatury. Ostro zareagował kanclerz Niemiec Olaf Scholz, który w swoim cotygodniowym podkaście wideo oskarżył skrajną prawicę o snucie "odrażających planów przesiedleńczych”. Przyrównał je do rasistowskiej ideologii nazistowskiej.
"Jeżeli jest coś, co już nigdy nie może mieć miejsca w Niemczech, to jest to narodowa ideologia rasowa narodowych socjalistów” – oświadczył Scholz w swoim cotygodniowym podkaście wideo. I zwrócił się do mieszkańców o korzeniach migracyjnych: "Jesteście częścią nas! Nasz kraj was potrzebuje!”.
Z kolei niemiecka minister spraw wewnętrznych Nancy Faeser przyznała, że knowania skrajnej prawicy budzą u niej "mimowolne, straszne skojarzenia z konferencją w Wannsee". To na konferencji w willi w Wannsee 20 stycznia 1942 roku wysokiej rangi urzędnicy nazistowskich Niemiec zaplanowali eksterminację ludności żydowskiej w Europie.
Posłowie wszystkich pozostałych partii zwarli szeregi, ostrzegając przed zagrożeniem, jakie stanowić ma populistyczno-prawicowe ugrupowanie. Jesteście "wilkami w owczej skórze", "wrogami demokracji" – oskarżali posłów Alternatywy dla Niemiec
W zeszły czwartek, 18 stycznia, w niemieckim Bundestagu doszło nawet do debaty na temat knowań w poczdamskiej willi. Posłowie wszystkich pozostałych partii poza AfD zwarli szeregi, ostrzegając przed zagrożeniem, jakie stanowić ma populistyczno-prawicowe ugrupowanie. Jesteście "wilkami w owczej skórze", "wrogami demokracji" – oskarżali posłów Alternatywy dla Niemiec.
W obliczu wzrostu poparcia dla AfD od dawna na alarm biją: Centralna Rada Żydów w Niemczech i organizacje społeczności muzułmańskiej. W minionym tygodniu także katoliccy biskupi Berlina i Hamburga przestrzegli we wspólnym oświadczeniu przed głosowaniem na populistyczną i skrajną prawicę w nadchodzących wyborach regionalnych i do Parlamentu Europejskiego. "Między chrześcijaństwem a AfD nie ma punktów wspólnych" – powiedział arcybiskup Hamburga Stefan Hesse w rozmowie z tygodnikiem "Der Spiegel”.
Do chóru tych głosów dołączył także przedstawiciel niemieckich kół gospodarczych, były dyrektor generalny koncernu Siemens Joe Kaeser. Wezwał on szefów firm, by publicznie opowiedzieli się przeciw skrajnej prawicy. "Każdy, kto głosuje na AfD, decyduje się na utratę dobrobytu naszego kraju i jego obywateli” – powiedział Kaeser agencji Reuters.
"Wydaje się, że ludzie nie dostrzegają, jak poważne są zagrożenia dla naszej demokracji". Niemiecki kontrwywiad, Urząd Ochrony Konstytucji, od dawna zajmuje się AfD. W raporcie na temat prawicowego ekstremizmu w Niemczech uznał ugrupowanie za "podejrzany przypadek”
Politycy AfD bagatelizują sprawę. Twierdzą, że opisane przez Correctiv spotkanie w willi w Poczdamie, nie było "tajne i nie chodziło o partyjne, ale o "prywatne wydarzenie”, w którym wzięło udział tylko troje polityków ugrupowania. Tymczasem już program wyborczy AfD z 2021 roku przewidywał "narodową i ponadnarodową agendę reemigracyjną”.
Niemiecki kontrwywiad, Urząd Ochrony Konstytucji, od dawna zajmuje się AfD. W zeszłorocznym raporcie na temat prawicowego ekstremizmu w Niemczech uznał ugrupowanie za "podejrzany przypadek”. Jego młodzieżówka Junge Alternative (Młoda Alternatywa) uznawana jest za "jednoznacznie ekstremistyczną”. Pomimo to poparcie dla AfD od połowy 2022 roku systematycznie rośnie; w skali całych Niemiec ma ona w sondażach ponad 20 proc., zaś we wschodnich krajach związkowych – ponad 30 proc. i wiele wskazuje na to, że wygra tegoroczne wybory w Brandenburgii i Turyngii, a być może również w Saksonii.
Populistyczna prawica rośnie w siłę na fali kryzysów gospodarczych ostatnich lat i niezadowolenia z rządów kanclerza Olafa Scholza. – Wydaje się, że ludzie nie dostrzegają, jak poważne są zagrożenia dla naszej demokracji – mówił 11 stycznia w programie telewizji ARD szef kontrwywiadu Thomas Haldenwang. I dodał, że życzyłby sobie, aby „milcząca większość wreszcie się ocknęła” i przyjęła jednoznaczną postawę wobec ekstremizmu.
Co dalej? Nikt nie może jednak przewidzieć, czy AfD zostanie zatrzymana. "Wielu ludzi, którzy nigdy bądź od dawna nie chodziło na protesty, teraz wychodzi na ulice, by zademonstrować sprzeciw. To ważny sygnał ogólnoniemieckiego protestu i mobilizacji"
Czy ostatnie demonstracje oznaczają, że ta"„milcząca większość” właśnie się budzi i fala, na której wznosi się AfD, zacznie opadać? Politolożka Anja Hennig z Uniwersytetu Europejskiego Viadrina we Frankfurcie nad Odrą wskazuje, że mamy do czynienia z "mobilizacją centrum społeczeństwa”, a nie tylko środowisk i aktywistów lewicowych. – Wielu ludzi, którzy nigdy bądź od dawna nie chodziło na protesty, teraz też wychodzi na ulice, by zademonstrować swój sprzeciw – mówi w rozmowie z jedennewsdziennie.pl. Jej zdaniem na szczególną uwagę zasługują liczne protesty w mniejszych wschodnioniemieckich miastach, jak Cottbus czy Jena. – To ważny sygnał ogólnoniemieckiego protestu i mobilizacji – mówi Hennig.
Nikt nie może jednak przewidzieć, czy AfD zostanie zatrzymana. – Są różne scenariusze. Z jednej strony AfD może wykorzystać te protesty, aby postawić się w roli ofiary nagonki, co już ma miejsce. Ci, którzy w to wierzą, dalej będą popierać AfD – ocenia Hennig. Z drugiej strony – dodaje – jest pytanie, czy dojdzie do mobilizacji niezdecydowanych wyborców, którzy dostrzegą, "czym naprawdę jest ta partia i do czego dąży”.
Osłabić AfD może też nowa partia, która niedawno pojawiła się na niemieckiej scenie politycznej, utworzona przez była komunistkę i posłankę Lewicy Sahrę Wagenknecht. Jak wskazuje Hennig, w niektórych punktach, jak migracje czy stosunek do Rosji prezentuje ona zbliżone poglądy do AfD i może odebrać jej część wyborców.
W Niemczech co jakiś czas powraca dyskusja o możliwości delegalizacji AfD jako partii zagrażającej porządkowi demokratycznemu. Jednak zdaniem większości ekspertów i polityków, taka procedura byłaby nie tylko długotrwała, ale także – przynajmniej na razie – skazana na niepowodzenie. Takie ostateczne rozwiązanie mogłoby zostać zastosowane np. wówczas, gdy partia miałaby realne szanse zrealizować antykonstytucyjne postulaty.
Według dziennika "Handelsblatt” politycy Zielonych, SPD i CSU rozważają obecnie mniej radykalne narzędzie przeciwko AfD: ograniczenie jej finansowania z państwowych środków dla partii politycznych. Pretekstem miałby być program sprzeczny z konstytucją, a decyzja należałaby do Federalnego Trybunału Konstytucyjnego. Precedens już jest: w tym tygodniu Trybunał odciął finansowanie z państwowej kasy dla partii Die Heimat (Ojczyzna), która jest następczynią neonazistowskiej NPD.
Póki co, pierwszy sondaż opublikowany po niedawnych demonstracjach pokazuje, że AfD nieco osłabła. Według badania ośrodka Insa dla gazety „Bild” poparcie dla tej partii spadło w ciągu tygodnia z 23 proc. do 21,5 proc.
Cytat na koniec
"Wielu ludzi, którzy nigdy bądź od dawna nie chodziło na protesty, teraz też wychodzi na ulice, by zademonstrować swój sprzeciw. To ważny sygnał ogólnoniemieckiego protestu i mobilizacji"
Wykorzystane materiały
Rozmówcy:
- dr Anja Hennig, Uniwersytet Europejski Viadrina we Frankfurcie nad Odrą [link]
Komentarze i źródła:
- Artykuł pt. Geheimplan gegen Deutschland” kolektywu dziennikarzy śledczych Correctiv: [link]
- Artykuł Martina Sellnera w magazynie "Sezession” pt. "Reemigration ist keine Erfindung unserer Zeit”: [link]
- Artykuł dziennika "Handelsblatt” pt. "Debatte um Streichung staatlicher Zuschüsse für die AfD”; [link]
- Podcast wideo kanclerza Olafa Scholza: [link]
- Artykuł dziennika "BilD” pt. "Groesster AfD-Absturz seit zwei Jahren": [link]
Czas pracy nad materiałem: 11 godzin