piątek, 14 lipca

Bełchatów od lat brudzi najbardziej w Europie. Niemieckie elektrownie są niewiele lepsze

Patryk Strzałkowski / Gazeta.pl

  • Witaj w JedenNewsDziennie.pl. Dziś zajmujemy się problemem elektrowni, które są największymi emitentami zanieczyszczeń do powietrza. Oto najważniejsze punkty materiału:
  • Polskie i niemieckie elektrownie dominują na liście największych emitentów CO2 w Unii Europejskiej
  • Mimo kryzysu nie ma jednak żadnego “powrotu do węgla” w Europie
  • Niemcy emitują dużo, ale “brudne” elektrownie chcą zamknąć znacznie szybciej
  • Polska też może zrezygnować z węgla szybciej, niż wcześniej zakładano
  • Zupełne odejście od węgla jest trudniejsze, ale już zmniejszenie zużycia jest ważne dla klimatu
  • Co dalej z polskim węglem? Dzięki ambitnym planom możemy w dużej mierze nadgonić transformację energetyczną i nie stawać się “węglowym skansenem”
następna sekcja

Polskie i niemieckie elektrownie dominują na liście największych emitentów CO2 w UE

Na początku roku niemiecka policja spacyfikowała protestujących na zachodzie Niemiec, którzy bronili małej wsi przed wyburzeniem pod rozbudowę kopalni węgla brunatnego Garzweiler. Wielu aktywistów i aktywistek zostało zatrzymywanych.

Jednak w Niemczech – i w Polsce – są inni “recydywiści”. Elektrownie węglowe tych dwóch państw kolejny rok z rzędu zdominowały listę rekordzistów emisji gazów cieplarnianych w Europie. Na 10 największych emitentów pojedynczych źródeł CO2 sześć to elektrownie niemieckie, trzy – polskie i jedna bułgarska. Drugie miejsce na niechlubnym podium zajmuje elektrownia Neurath, która “karmi się” m.in. węglem z odkrywki Garzweiler. Wyprzedza ją tylko elektrownia Bełchatów – największy emitent w UE, który w 2022 roku wyrzucił do atmosfery 35 mln ton gazów cieplarnianych. Tyle, co cała Szwajcaria. Obok sześciu innych elektrowni Bełchatów jest “recydywistą” – na liście wstydu pojawiał się przez ostatnią dekadę co roku.

Skala emisji z tych 10 elektrowni jest potężna – to aż 1/4 wszystkich gazów cieplarnianych powstałych z produkcji energii w Unii Europejskiej. Cechą wspólną niemal wszystkich tych elektrowni jest to, że spalają węgiel brunatny – najbrudniejsze paliwo, od którego powinniśmy odchodzić jak najszybciej. Ale Polska wciąż nie ma nawet wystarczająco ambitnych planów.

następna sekcja

Mimo kryzysu nie ma żadnego “powrotu do węgla” w Europie

Wyżej wymienianą czarną listę przygotował think tank Ember, który zwraca uwagę, że mimo kryzysu energetycznego nie mieliśmy “powrotu do węgla” w Europie. Chociaż związane z węglem emisje wzrosły rok do roku, to i tak były niższe w porównaniu z rokiem 2019. A w 2023 roku, jak wskazują prognozy, zużycie węgla spadnie.

Już wcześniej eksperci wykazywali, że mimo kryzysu nie ma wielkiego “powrotu do węgla”, o którym chętnie mówili niektórzy politycy. Choć stare elektrownie przygotowano do awaryjnego włączenia, to ostatecznie prawie ich nie użyto. Rok 2022 był szczególnie trudny, bo skutki wojny w Ukrainie zbiegły się z poważnymi problemami w energetyce wodnej (z powodu suszy) i jądrowej (przedłużające się remonty we Francji). Ale “renesans węgla” na znaczącą skalę nie był konieczny – w dużej mierze dzięki nowym farmom słonecznym i wiatrowym. A trendy, zdaniem ekspertów, nie uległy zmianie. Epoka węgla w Europie chyli się ku końcowi.

następna sekcja

Niemcy emitują dużo, ale "brudne” elektrownie chcą zamknąć znacznie szybciej

Międzynarodowa Agencja Energetyczna (MAE) w raporcie dotyczącym dojścia do neutralności klimatycznej zakłada, że rozwinięte gospodarki – takie jak Polska lub Niemcy – zakończą produkcję prądu z węgla do roku 2030. Oba kraje nie gwarantują, że tak się stanie, w każdym razie Polska jest jeszcze bardziej w tyle niż Niemcy, którzy oficjalną datę odejścia od węgla ustalili na 2038 rok. Obecny rząd niemiecki deklaruje co prawda, że powinno się to stać już w 2030. Nie wszyscy uważają tę datę za realną.

Polska w ogóle nie ma oficjalnej daty odejścia od węgla, a tzw. porozumienie społeczne z górnikami wskazuje dopiero rok 2049 jako datę końca wydobycia tego surowca. Nasi zachodni sąsiedzi są też bliżsi wyznaczonego sobie celu. Węgiel odpowiada tam za około 1/3 produkcji elektryczności, podczas gdy w Polsce ponad 70 proc. prądu pochodzi ze spalania węgla.

Ember zwraca uwagę, że państwa, które nie odejdą od węgla wystarczająco szybko, zostaną w tyle za sąsiadami. “Brudna”, droższa energia będzie nie tylko uderzać po kieszeniach obywateli, ale też odstraszać inwestorów.

następna sekcja

Polska też może zrezygnować z węgla szybciej, niż wcześniej zakładano

Oficjalnym scenariuszem polskiej transformacji energetycznej jest dokument Polityka Energetyczna Polski (PEP) z 2021 roku. Zgodnie z nim, do 2030 roku osiągniemy zaledwie 32 proc. produkcji energii z OZE. Plan był krytykowany jako nieaktualny już w chwili publikacji, co obecnie widać coraz wyraźniej. Już w kwietniu tego roku udało nam się wyprodukować prawie 27 proc. prądu ze źródeł odnawialnych.

Teraz rząd pracuje nad urealnieniem PEP-u. Choć ministerstwo klimatu przygotowało aktualizację dokumentu, to rząd nie może porozumieć się co do jej przyjęcia, bardziej ambitnej polityce klimatycznej sprzeciwia się bowiem m.in. partia Suwerenna Polska. Nowy plan – znamy na razie tylko jego założenia i przecieki – jest bliższy rzeczywistości od obecnie obowiązującego. Zgodnie z nim, do końca dekady Polska będzie produkować 46 proc. prądu ze źródeł odnawialnych, a 35 proc. – z węgla.

Ale zdaniem części ekspertów jest u nas miejsce na jeszcze szybszy rozwój. W tegorocznym raporcie Fundacja Instrat wyliczyła, że do 2030 roku Polska może mieć nawet 68 proc. energii ze źródeł odnawialnych. Do tego – w porównaniu ze scenariuszem “średnich ambicji”, któremu bliżej do planów rządu – przyniosłoby to 36 mld zł oszczędności na kosztach zakupu gazu ziemnego, wydawaniu uprawnień do emisji CO2 i imporcie energii.

następna sekcja

Zupełne odejście od węgla będzie trudniejsze, ale już zmniejszenie zużycia jest ważne dla klimatu

Na drodze do tak ambitnego scenariusza stoi wiele barier, a jeszcze trudniejsze będzie całkowite odejście od węgla. – W najbliższych latach elektrownie węglowe wciąż będą od czasu do czasu potrzebne, bo warunki pogodowe nie zawsze pozwolą na wystarczającą produkcję zielonej energii – mówi Bernard Swoczyna, ekspert Fundacji Instrat.

Jednak im więcej źródeł odnawialnych zbudujemy, tym rzadziej i na krócej będziemy włączać elektrownie węglowe. – Kiedy elektrownie węglowe będą pracować np. tylko kilkaset godzin w roku, to emisyjność naszej energetyki [czyli to, ile emisji CO2 przypada na jednostkę prądu – red.] będzie o wiele niższa niż teraz – wyjaśnia Swoczyna. A więc nadal mając w systemie elektrownie na węgiel, będziemy o wiele mniej przyczyniać się do ocieplenia klimatu.

Wyzwaniem są kwestie techniczne, bo wielu z tych elektrowni węglowych nie można w łatwy i szybki sposób włączyć oraz wyłączyć oraz elastycznie zmieniać ich mocy – zauważa jednak ekspert Instratu. Już teraz mierzymy się z sytuacją, gdy w dni z dużą produkcją prądu z OZE, a małym zapotrzebowaniem (np. bardzo słoneczna niedziela), prądu jest “za dużo” i konieczne jest odłączanie fotowoltaiki. Dlaczego nie wyłączymy zamiast tego brudnego węgla? Bo na teraz jest to technicznie niemożliwe. – Często co najmniej jeden z bloków elektrowni musi być zawsze włączony, nawet jeśli prądu w sieci mamy nadmiar. Bo nie da się w szybki sposób włączyć jej “od zera”. Rozruch jest łatwiejszy, np. gdy jeden kocioł pracuje, nawet na “minimum technicznym”, czyli przy ok. połowie nominalnej mocy – mówi Swoczyna. Stare elektrownie na węgiel były budowane z założeniem pracy cały czas, a nie wyłączania w ciągu dnia, gdy świeci słońce i uruchamiania w ciągu kilku godzin lub szybciej, kiedy przestaje pracować fotowoltaika.

Dlatego jednym z głównych wyzwań jest teraz dostosowanie całego systemu – zarówno sieci, jak i elektrowni – do pracy z większą ilością źródeł odnawialnych. – Mamy techniczne rozwiązania, które mogą zwiększyć elastyczność pracy tych elektrowni. Obok modernizacji samych sieci elektroenergetycznych to jedno z dużych wyzwań – podkreśla Swoczyna. Jednak biorąc pod uwagę to, że oficjalne plany rządu są w oczywisty sposób nieaktualne, a nowych nie ma, trudno przeprowadzić konieczne zmiany.

następna sekcja

Co dalej z polskim węglem? Dzięki ambitnym planom możemy w dużej mierze nadgonić transformację energetyczną i nie stawać się “węglowym skansenem”

Polska nie ma oficjalnej daty odejścia od węgla w polityce państwa. Jeśli chodzi o węgiel kamienny, to tzw. umowa społeczna z górnikami wskazuje rok 2049 jako koniec wydobycia. Pozostają jeszcze w zasadzie dwie elektrownie na najbrudniejsze paliwo, czyli Turów i Bełchatów na węgiel brunatny. Ta pierwsza ma (podważaną w sądach) koncesję do 2044 roku. Bloki energetyczne Bełchatowa, największego emitenta Europy, mają być sukcesywnie wyłączane od 2030 do 2036 roku.

Rządowe założenia co do zmian w polityce energetycznej pokazują, że elektrownie te będą w praktyce dużo szybciej miały marginalne znaczenie. Nawet jeśli pozostaną w systemie, to nie będą pracować przez cały czas. A zdaniem ekspertów, daty ostatecznego wyłączenia tych elektrowni, szczególnie Turowa, będą szybsze, niż jest to dziś w oficjalnych planach.

Polska zapewne pozostanie ostatnim krajem Europy wykorzystującym węgiel na dużą skalę. Ale dzięki ambitnym planom możemy w dużej mierze nadgonić transformację energetyczną i nie stawać się “węglowym skansenem”, jak chcieliby dziś niektórzy politycy.

następna sekcja

Cytat na koniec

“Od czasu do czasu elektrownie węglowe wciąż będą w najbliższych latach potrzebne, bo warunki pogodowe nie zawsze pozwolą na wystarczającą produkcję zielonej energii”

Bernard Swoczyna, ekspert Fundacji Instrat

następna sekcja

Wykorzystane materiały

Rozmówcy:

  • Bernard Swoczyna, ekspert Fundacji Instrat [link]

Komentarze i źródła:

  • Materiał opublikowany w gazeta.pl [link]
  • Raport Międzynarodowej Agencji Energetycznej [link]
  • Raport Instrat – Polski nie stać na średnie ambicje [link]

Czas pracy nad materiałem: 9 godzin

To wszystko na dziś

Do zobaczenia!