Czy Niemcy są gotowe stać się "Amerykanami Europy?"
- Witaj w JedenNewsDziennie.pl. Dziś zajmujemy się sytuacją geopolityczną w Europie. Oto najważniejsze punkty materiału:
- Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski życzyłby sobie, aby Niemcy stały się liderem wsparcia wojskowego dla Kijowa, gdyby zabrakło pomocy z USA. Niemcy, pogrążone w recesji i politycznych sporach, nie wydają się być gotowe odgrywać roli lidera w Europie
- "71 procent Niemców jest przeciwna temu, by ich kraj był w Europie nie tylko liderem gospodarczym, ale i wojskowym. Ponad połowa, 54 procent, uważa, że Niemcy powinny zachowywać się bardziej powściągliwie w kryzysach międzynarodowych"
- "Jeszcze nigdy współczesne Niemcy nie dostarczały broni na taką skalę do regionu objętego kryzysem, jak obecnie". Paradoksalnie Berlin, krytykowany w pierwszym roku wojny, teraz sam apeluje do sojuszników o utrzymanie i zwiększenie pomocy dla Ukrainy
- Co dalej? Być może „kuźnią” dla takich wspólnych projektów obronnych będzie Trójkąt Weimarski, czyli forum dialogu Polski, Francji i Niemiec. Ekspertka krytykuje Berlin za brak strategicznego myślenia i działania, zwłaszcza analizy strategicznych konsekwencji ewentualnej porażki Ukrainy, czy tego, co stanie się w Rosji
Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski życzyłby sobie, aby Niemcy stały się liderem wsparcia wojskowego dla Kijowa, gdyby zabrakło pomocy z USA. Niemcy, pogrążone w recesji i politycznych sporach, nie wydają się być gotowe odgrywać roli lidera w Europie
– Nie trzeba tego roztrząsać. Dla kwestii, czy Ukraina będzie w stanie bronić swojego kraju, wsparcie ze Stanów Zjednoczonych jest nieodzowne – oświadczył kanclerz Niemiec Olaf Scholz w trakcie swojej niedawnej krótkiej wizyty w Waszyngtonie. Stwierdzając tę oczywistą rzecz, Scholz skomentował zablokowanie w Kongresie USA nowego pakietu pomocy dla Kijowa. Jednocześnie jednak rozwiał on w ten sposób złudzenia, że Niemcy – czy nawet Europa – będą w stanie zastąpić Stany Zjednoczone w roli lidera wsparcia wojskowego dla Ukrainy, jeżeli amerykańskiej pomocy zabraknie.
Tymczasem oczekiwania, że Berlin obejmie tzw. rolę przywódczą wyrażane są coraz częściej – szczególnie w obliczu prawdopodobnego powrotu Donalda Trumpa do Białego Domu po tegorocznych wyborach prezydenckich w USA. Obronę Ukrainy – i Europy – przed agresją Rosji Trump najchętniej pozostawiłby bowiem w rękach samych Europejczyków.
Zdaniem ukraińskiego prezydenta Wołodymyra Zełenskiego w przypadku realizacji takiego scenariusza, wiodącą rolę we wsparciu dla Kijowa powinien odgrywać Berlin. – Bardzo bym sobie tego życzył – powiedział Zełenski w wywiadzie dla niemieckiej telewizji publicznej ARD pod koniec stycznia, zastrzegając jednocześnie, że całkowite wstrzymanie amerykańskiej pomocy nie wydaje się realistyczne. Zełenski uważa, że Niemcy, dzięki swoim wpływom gospodarczym, są w stanie skonsolidować Unię Europejską we wsparciu dla Ukrainy.
Podobne apele słychać też w samych Niemczech – również ze strony polityków koalicji rządzącej. Szefowa komisji obrony Bundestagu Marie Strack-Zimmermann z liberalnej partii FDP uważa, że zawirowania w Kongresie USA wokół wsparcia dla Ukrainy to ważny sygnał dla Niemiec i całej Europy, by zwiększyć własną pomoc dla Kijowa. – Niemcy muszą tutaj wziąć na siebie rolę przywódczą w Europie, zgodnie z tym, czego się od Niemiec oczekuje, ale co było do tej pory ignorowane, szczególnie przez kanclerza – powiedziała polityk w rozmowie z portalem informacyjnym t-online.de.
"71 procent Niemców jest przeciwna temu, by ich kraj był w Europie nie tylko liderem gospodarczym, ale i wojskowym. Ponad połowa, 54 procent, uważa, że Niemcy powinny zachowywać się bardziej powściągliwie w kryzysach międzynarodowych"
Niemieckie przywództwo? To hasło często budzi złe skojarzenia w Polsce i innych krajach, doświadczonych przez agresję nazistowskich Niemiec w przeszłości. Berlin raz po raz oskarżany jest też o dominację polityczną i gospodarczą w UE i próby narzucenia własnego modelu. W 2011 roku, u szczytu kryzysu w strefie euro, szef polskiej dyplomacji Radosław Sikorski został ostro skrytykowany przez ówczesny opozycyjny PiS za swoje pamiętne słowa, wygłoszone w Berlinie, że bardziej obawia się niemieckiej bezczynności niż niemieckiej siły.
„Z perspektywy większości naszych sąsiadów jesteśmy, ano tak, Amerykanami Europy. Usilnie nas potrzebują, ale boją się też naszej bezwzględności – w tym także naszej nieumiejętności dostrzeżenia, kiedy w ogóle powinniśmy mieć wzgląd na innych” – pisała już kilka lat temu niemiecka publicystka i ekspertka Constanze Stelzenmueller na łamach magazynu „Internationale Politik”.
Według badań także większość niemieckiego społeczeństwa niechętnie odnosi się to takich aspiracji. W listopadzie ub. roku Fundacja Koerbera opublikowała badania, według których 71 procent Niemców jest przeciwna temu, by ich kraj był w Europie nie tylko liderem gospodarczym, ale i wojskowym. Ponad połowa, 54 procent, uważa, że Niemcy powinny zachowywać się bardziej powściągliwie w kryzysach międzynarodowych.
"Jeszcze nigdy współczesne Niemcy nie dostarczały broni na taką skalę do regionu objętego kryzysem, jak obecnie". Paradoksalnie Berlin, krytykowany w pierwszym roku wojny, teraz sam apeluje do sojuszników o utrzymanie i zwiększenie pomocy dla Ukrainy
Pomimo to apele o przywództwo Niemiec wracają jak bumerang – szczególnie w czasach kryzysów. Tak było też po wybuchu wojny w Ukrainie prawie dwa lata temu, gdy od Berlina zażądano udzielenia pomocy zbrojeniowej zaatakowanemu państwu. Obecnie, po wielu miesiącach lawirowania, dyskusji, a nawet blokowania wsparcia dla Ukrainy, Niemcy są na drugim miejscu po USA, jeżeli chodzi o wartość pomocy dla Kijowa, wyrażoną w liczbach bezwzględnych. – Jeszcze nigdy współczesne Niemcy nie dostarczały broni na taką skalę do regionu objętego kryzysem, jak obecnie – wskazała niemiecka politolog Daniela Schwarzer, członkini zarządu Fundacji Bertelsmanna, na spotkaniu z stowarzyszeniem korespondentów zagranicznych (VAP) w Berlinie.
Według obliczeń Kilońskiego Instytutu Gospodarki Światowej (IfW Kiel) Stany Zjednoczone dostarczyły ukraińskiej armii broń i amunicję o łącznej wartości około 44 miliardów euro. Z kolei niemiecka pomoc od początku inwazji Rosji na Ukrainę do końca października 2023 roku przekroczyła 17 miliardów euro. Berlin wysłał na Ukrainę m.in. tak potrzebne do ochrony przed ostrzałami rosyjskich rakiet i dronów nowoczesne systemy obrony przeciwlotniczej IRIS-T, a także systemy Patriot. Nadal jednak kanclerz Scholz odmawia dostarczenia Ukrainie pocisków manewrujących Taurus o zasięgu 500 km – z obawy, że trafiłyby w cele w głębi terytorium Rosji.
Paradoksalnie Berlin, łajany i krytykowany w pierwszym roku wojny, teraz sam apeluje do sojuszników o utrzymanie i zwiększenie pomocy dla Ukrainy – jak ostatnio Scholz w Waszyngtonie.
Co dalej? Być może „kuźnią” dla takich wspólnych projektów obronnych będzie Trójkąt Weimarski, czyli forum dialogu Polski, Francji i Niemiec. Ekspertka krytykuje Berlin za brak strategicznego myślenia i działania, zwłaszcza analizy strategicznych konsekwencji ewentualnej porażki Ukrainy, czy tego, co stanie się w Rosji
Czy Niemcy są jednak przygotowane do wejścia w buty „Amerykanów w Europie”? I czy w ogóle są do tego zdolne – biorąc pod uwagę wewnętrzne trudności, zarówno gospodarcze, jak i polityczne tarcia w koalicji rządzącej?
– Nie – odpowiada Judy Dempsey, publicystka i analityczka Carnegie Europe, w rozmowie z jedennewsdziennie.pl – Nie sądzę, by Niemcy były gotowe i chciały odgrywać rolę przywódczą w Europie. Jej zdaniem kanclerz Scholz, „stojący na czele skomplikowanej i kłótliwej koalicji rządzącej, nie wydaje się do tego skłonny”.
Dempsey zastrzega, że nie ma wątpliwości, iż Niemcy zmieniły swoją postawę, jeśli chodzi o wsparcie dla Ukrainy oraz stosunek do Rosji oraz zwiększyły inwestycję we własną obronność. – Ale czy to wystarczy? Czy to jest przywództwo, którego Europa potrzebuje? – pyta ekspertka. Jej zdaniem „takie przywództwo powinno zakładać zmierzenie się z wielkimi problemami polityki bezpieczeństwa i obrony”. Tymczasem Niemcy tego nie robią, ocenia Dempsey. Krytykuje też Berlin za brak strategicznego myślenia i działania, zwłaszcza analizy strategicznych konsekwencji ewentualnej porażki Ukrainy, czy tego, co stanie się w Rosji.
Kilka dni po rosyjskiej inwazji na Ukrainę Olaf Scholz ogłosił w Bundestagu Zeitenwende, czyli zwrot w polityce obronnej. Stworzono fundusz specjalny o wartości 100 mld euro na wzmocnienie Bundeswehry, która – według zapowiedzi kanclerza – miałaby się stać w przyszłości największą konwencjonalną armią w Europie. Prawie dwa lata później widać, że realizacja tych zapowiedzi przebiegała dotąd dość ślamazarnie. Do końca ub. roku zawarto kontrakty na zakup sprzętu dla Bundeswehry za ponad dwie trzecie ze 100 mld euro z funduszu specjalnego. Ale miną lata, zanim sprzęt faktycznie trafi do armii.
Jak wskazuje Daniela Schwarzer z Fundacji Bertelsmanna większe nakłady na armię faktycznie poprawią jej kondycję, ale trzeba wziąć pod uwagę też to, jak wielkie są potrzeby niedoinwestowanej przez lata Bundeswehry. – Przeznaczenie miliardów euro więcej na armię nie będzie skokiem, który da nam pozycję lidera w Europie – przyznała ekspertka.
Według Schwarzer Berlin, oprócz rozważań ile wydawać na armię i jak ją modernizować, mógłby też działać na rzecz tego, by pieniądze, które cała Europa wydaje na obronność, zostały lepiej spożytkowane. Chodzi na przykład o wspólne projekty zbrojeniowe czy tworzenie sieci transportowych dla wojska, co wymaga ogromnych inwestycji.
Być może „kuźnią” dla takich wspólnych projektów obronnych będzie Trójkąt Weimarski, czyli forum dialogu Polski, Francji i Niemiec. Zasugerowali to w miniony poniedziałek premier Donald Tusk i kanclerz Olaf Scholz na spotkaniu w Berlinie, a także szefowie dyplomacji trzech państw, którzy rozmawiali tego samego dnia w Paryżu. – Może z nowym rządem w Warszawie relacje polsko-niemieckie poprawią się na tyle, że Polska będzie w stanie nieco popchnąć Niemcy do odgrywania bardziej aktywnej roli w polityce bezpieczeństwa – ocenia Judy Dempsey. I dodaje: potrzebna jest „zmiana niemieckiego sposobu myślenia” i uznanie „że epoka postzimnowojenna dobiegła końca". – Niemcy muszą przejąć przywództwo w Europie, dostosowując się do tych okoliczności. A to oznacza połączenie zdecydowanej dyplomacji ze zdecydowaną polityką bezpieczeństwa i obrony. Kraje bałtyckie to rozumieją, tak samo Polska i kraje nordyckie – ocenia ekspertka Carnegie Europe.
Cytat na koniec
"Może z nowym rządem w Warszawie relacje polsko-niemieckie poprawią się na tyle, że Polska będzie w stanie nieco popchnąć Niemcy do odgrywania bardziej aktywnej roli w polityce bezpieczeństwa"
Wykorzystane materiały
Rozmówcy:
- Judy Dempsey, Carnegie Europe [link]
- Daniela Schwarzer, członkini zarządu Fundacji Bertelsmanna (podczas spotkania ze Stowarzyszeniem Prasy Zagranicznej VAP) [link]
Komentarze i źródła:
- Sondaż Fundacji Koerbera nt. wpływów Niemiec na świecie: [link]
- Artykuł Constanze Stelzenmueller pt. „Der ratlose Hegemon” w magazynie „Internationale Politik”: [link]
- Ukraine Support Tracker: „Neue Hilfe fällt auf niedrigsten Stand seit Januar 2022”: [link]
- Wywiad telewizji ARD z prezydentem Wołodymyrem Zełenskim: [link]
Czas pracy nad materiałem: 10 godzin