Końca nie widać. Kolejny fatalny "rekord" demografii w Polsce
- Witaj w JedenNewsDziennie.pl. Dziś zajmujemy się problemem demografii w Polsce. Oto najważniejsze punkty materiału:
- Wskaźnik dzietności w Polsce w 2023 r. wyniósł niecałe 1,16 i był najniższy w historii. W unijnych „rankingach” krajów pod względem wskaźnika dzietności od lat obstawiamy tyły. W 2022 r. za nami były tylko Litwa, Włochy, Hiszpania i Malta
- Spada liczba kobiet w wieku rozrodczym. Teoretycznie spadek urodzeń można by więc hamować, gdyby średnio kobiety rodziły coraz więcej dzieci. W praktyce jest jednak zupełnie odwrotnie
- Przyczyn niskiej dzietności w Polsce jest wiele. De facto ważniejszym zjawiskiem niż to, że para nie ma np. drugiego, trzeciego czy czwartego dziecka, jest to, że tej pary w ogóle nie ma. W Polsce już więcej niż co czwarta kobieta w wieku 40 lat jest bezdzietna
- Mamy do czynienia z „rozchodzeniem się” świata kobiet i mężczyzn. Co Co dalej? Widać koncentrację kobiet w dużych miastach i ich obwarzankach, a mężczyzn na prowincji. To oznacza, że po prostu dla wielu kobiet i mężczyzn – nawet gdyby chcieli założyć z kimś rodzinę - brakuje partnera.
Wskaźnik dzietności w Polsce w 2023 r. wyniósł niecałe 1,16 i był najniższy w historii. W unijnych „rankingach” krajów pod względem wskaźnika dzietności od lat obstawiamy tyły. W 2022 r. za nami były tylko Litwa, Włochy, Hiszpania i Malta
1,158 - tyle wyniósł wskaźnik dzietności w Polsce w 2023 r. według świeżych danych Głównego Urzędu Statystycznego. Wskaźnik dzietności mówi o tym, ile dzieci przeciętnie urodzi kobieta w ciągu całego okresu rozrodczego (przy założeniu, że obserwowane w danym roku statystyki dotyczące płodności nie będą się zmieniać). Czyli w największym uproszczeniu – gdyby cały czas miało być tak jak w 2023 r., to przeciętnie każda kobieta w wieku 15-49 lat będzie miała 1,16 dziecka.
Ten wskaźnik dzietności 1,158 za 2023 r. to najniższy wynik zapewne w całej historii Polski, a na pewno przynajmniej po drugiej wojnie światowej. Zresztą akurat z tym okresem to nawet nie mamy się co porównywać, bo w latach 50. XX wieku wskaźnik dzietności przekraczał 3-3,5. W każdym razie, jeszcze nigdy, aż do teraz, nie spadliśmy poniżej 1,2. Od początku XXI wieku nasz wskaźnik dzietności wahał się w granicach 1,22-1,45 – co już było wynikiem prowadzącym zdaniem demografów do nieodwracalnych zmian w strukturze wieku ludności.
Przy wskaźniku 1,5 mówi się o niskiej dzietności, poniżej 1,3 - o bardzo niskiej. My mamy więc już bardzo niską. Co ważne, nie można tego w pełni tłumaczyć argumentami typu „tak jest wszędzie”. W unijnych „rankingach” krajów pod względem wskaźnika dzietności od lat obstawiamy tyły. W 2022 r. za nami były tylko Litwa, Włochy, Hiszpania i Malta. W każdym roku w XXI wieku wskaźnik dzietności dla Polski był niższy niż dla całej UE.
Spada liczba kobiet w wieku rozrodczym. Teoretycznie spadek urodzeń można by więc hamować, gdyby średnio kobiety rodziły coraz więcej dzieci. W praktyce jest jednak zupełnie odwrotnie
Łącznie w 2023 r. urodziło się w Polsce niespełna 273 tys. dzieci (w tym z obywatelstwem polskim: około 257 tys.). To oczywiście najmniej w historii. W pierwszych trzech miesiącach 2024 r. na świat przyszło w Polsce 64,5 tys. dzieci – gdyby tyle samo rodziło się w kolejnych kwartałach, to cały rok zakończyliśmy z kolejnym negatywnym rekordem, na poziomie około 258 tysięcy urodzeń.
Spadki urodzeń powstrzymać jest tym ciężej, że mamy po prostu coraz mniej kobiet w wieku rozrodczym. Obecnie jest ich około 8,6 mln. Dla porównania, w 2000 r. było ich w Polsce prawie 10,1 mln, a w 2010 r. ponad 9,5 mln. Dane wskazują też, że tylko kilka procent urodzeń w Polsce dotyczy matek poniżej 20 lat lub powyżej 40, więc grono „potencjalnych” matek kurczy się do około 5 mln osób.
Teoretycznie spadki urodzeń można by wyhamowywać (a w skrajnym scenariuszu nawet odwrócić), gdyby te kobiety, które są, rodziły średnio coraz więcej dzieci. Dzieje się jednak właśnie zupełnie na odwrót – o czym mówi spadający wskaźnik dzietności. To zresztą trochę samonapędzająca się maszyna - im mniej urodzeń dziś, tym mniej potencjalnych matek za 20-40 lat, a tym samym tym mniej urodzeń wtedy. I tak dalej.
Przyczyn niskiej dzietności w Polsce jest wiele. De facto ważniejszym zjawiskiem niż to, że para nie ma np. drugiego, trzeciego czy czwartego dziecka, jest to, że tej pary w ogóle nie ma. W Polsce już więcej niż co czwarta kobieta w wieku 40 lat jest bezdzietna
Dlaczego wskaźnik dzietności w Polsce jest tak niski? Oczywiście eksperci wskazują na wiele różnych czynników, od materialnych (np. problemy z dostępnością mieszkań), po związane z rynkiem pracy (np. niestabilność zatrudnienia), po zdrowotne i kulturowe.
W ostatnich latach nasze szeroko pojęte poczucie pewności – ważne przy decyzjach o założeniu rodziny – nadwerężyły pandemia, wybuch wojny za naszą wschodnią granicą i najwyższa w tym wieku inflacja.
Zresztą jak mówi Mateusz Łakomy, ekspert ds. demografii, autor książki "Demografia jest przyszłością”, pandemia miała wpływ na demografię nie tylko na poziomie naszego samopoczucia. - Zamknięcie na kilka miesięcy młodych dorosłych w domach uniemożliwiło kontakty społeczne. Nie poznała się część par, które normalnie by się poznały i po 2-3 latach się pobrały. Część relacji nie mogło pójść dalej: koleżeństwo nie przerodziło się w miłość, a miłość w ślub – ocenia.
Tak naprawdę jednak wielki problem z polską demografią jest jeszcze gdzie indziej, a mianowicie w „rozchodzeniu się” świata kobiet i mężczyzn. Ten prowadzi do bezdzietności. O niskiej dzietności w Polsce decyduje nie tyle to, że dana para nie ma trzeciego czy czwartego dziecka, tylko że wiele osób dzieci w ogóle nie ma. – U nas trzecich i kolejnych dzieci rodzi się nawet więcej niż w wielu innych krajach Europy, ale zdecydowanie mniej tych pierwszych i drugich. To główny powód naszego niskiego wskaźnika dzietności – mówił kilka miesięcy temu dla portalu jedennewsdziennie.pl Michał Kot, ówczesny dyrektor Instytutu Pokolenia. Zauważał, że odsetek kobiet w wieku 40 lat, które nie mają dziecka, zbliża się w Polsce do 30 proc. i bardzo mocno rośnie.
Mamy do czynienia z „rozchodzeniem się” świata kobiet i mężczyzn. Co Co dalej? Widać koncentrację kobiet w dużych miastach i ich obwarzankach, a mężczyzn na prowincji. To oznacza, że po prostu dla wielu kobiet i mężczyzn – nawet gdyby chcieli założyć z kimś rodzinę - brakuje partnera.
Przyczyny bezdzietności są oczywiście różne, ale według ekspertów kluczowa jest tu tzw. luka edukacyjna, nierównowaga w wykształceniu między kobietami a mężczyznami. - Często zapominamy, że do urodzenia potrzebne są dwa kroki. Pierwszy to wejście w związek, który daje subiektywnie odczuwaną rękojmię, że on będzie trwały i bezpieczny - zwłaszcza dla kobiety, ale nie tylko. Dopiero drugim etapem jest decyzja o dziecku. Luka edukacyjna sprawia, że wykładamy się w Polsce mocno już na tym pierwszym etapie – wyjaśnia Mateusz Łakomy. Chodzi o to, że ludzie wchodzą w związki z osobami podobnymi do siebie – pod względem np. wykształcenia, dochodów, zainteresowań, poglądów itd. Im więcej podobieństw tym lepiej. Tymczasem w Polsce wyższe wykształcenie ma co druga kobieta w wieku 25-34 lata i tylko mniej niż co trzeci mężczyzna.
Dlatego eksperci wskazują, że jeśli chcemy na poważnie rozmawiać o sytuacji demograficznej w Polsce, to powinniśmy od najmłodszych lat wspierać chłopców w edukacji, żeby „doszlusowywali” poziomem do dziewczynek i w przyszłości byli dla nich równorzędnymi partnerami.
- Spora część mężczyzn nie jest w stanie uzyskiwać wystarczająco wysokich dochodów, nie ma zbliżonego kapitału ludzkiego do kobiet. Do tego dochodzi koncentracja kobiet w miastach akademickich i ich obwarzankach, a mężczyzn wszędzie indziej. Część kobiet z wyższym wykształceniem nie znajdzie kandydata, w którym będzie w stanie się zakochać i stworzyć związek. Podobnie część mężczyzn z wykształceniem innym niż wyższe – wyjaśnia Łakomy.
W podobnym tonie kilka miesięcy temu w rozmowie z Gazeta.pl wypowiadał się prof. Piotr Szukalski z Katedry Socjologii Struktur i Zmian Społecznych Uniwersytetu Łódzkiego.
- Występuje olbrzymie zróżnicowanie przestrzenne. Młode Polki są bardziej mobilne niż Polacy. Rezultat jest taki, że na obszarach peryferyjnych Podlasia, Lubelszczyzny czy Świętokrzyskiego widzimy ewidentną nadwyżkę młodych mężczyzn. Programy "Rolnik szuka żony" i "Chłopaki do wzięcia" nie wzięły się z powietrza. To jest odzwierciedlenie realnego problemu. A z drugiej strony w największych polskich miastach i wokół nich pojawia się nadwyżka kobiet w wieku 25-34 lat, najlepszym do rodzenia dzieci. Na 100 mężczyzn w takim wieku mamy tam 110, 115, 120 kobiet. Inaczej mówiąc: mamy tak naprawdę setki tysięcy młodych kobiet, które nie mają szansy znaleźć partnera – mówił prof. Szukalski.
Cytat na koniec
"W Polsce około 40 proc. młodych dorosłych - czyli w wieku 20-39 lat, a wtedy rodzą się prawie wszystkie dzieci - nie jest w żadnym związku opartym na wspólnym zamieszkaniu. Czyli ani nie tworzą związku nieformalnego, ani małżeństwa. Powtórzę: 40 proc. młodych dorosłych w Polsce jest właściwie wyłączona z możliwości posiadania dzieci! Dlatego pierwszym krokiem powinno być znoszenie barier, żeby ludzie w ogóle mieli zdolność do wejścia w związek"
Wykorzystane materiały
Rozmówcy:
- Mateusz Łakomy, ekspert ds. demografii, autor książki "Demografia jest przyszłością. Czy Polska ma szansę odwrócić negatywne trendy?" [link]
Czas pracy nad materiałem: 15 godzin