Unia chce załatwić milionom Polaków umowy o pracę. Nadchodzi koniec śmieciówek
- Witaj w JedenNewsDziennie.pl. Dziś zajmujemy się pomysłem likwidacji w UE umów śmieciowych. Oto najważniejsze punkty materiału:
- Od 2025 r. wszyscy niby-pracownicy zatrudnieni na umowę cywilnoprawną albo kontrakt B2B będą musieli zostać zatrudnieni na etat
- 2,5 mln Polaków przejdzie na etat? UE chce rewolucji. Bo tylko w ten sposób da się skończyć z wyzyskiem
- Etat czy nie etat? Decydować mogą kryteria. Czy zmiany obejmą wszystkich, “jak leci”?
- Test przedsiębiorcy może wrócić. "Narzucanie natychmiastowej zmiany przyniosłoby więcej strat niż pożytku”
- Co dalej? Unia Europejska chce kwestię umów ucywilizować, bo praca staje się coraz bardziej cyfrowa
Od 2025 r. wszyscy niby-pracownicy zatrudnieni na umowę cywilnoprawną albo kontrakt B2B będą musieli zostać zatrudnieni na etat
Takie mogą być konsekwencje dyrektywy, nad którą pracuje Unia Europejska. Jak jednak odróżnić pracownika od freelancera i pseudoprzedsiębiorcę od tego prawdziwego? - Dążenie do etatowego zatrudnienia jest pożądane, ale narzucanie natychmiastowej zmiany przyniosłoby więcej strat niż pożytku – ocenia ekonomista Piotr Kuczyński.
Przychodzą do pracy na określoną godzinę, realizują polecenia przełożonego, są w grafiku. A mimo to mogą czuć się pracownikami drugiej kategorii. Nie obejmuje ich bowiem ochrona wynikająca z umowy o pracę. Nie mają prawa do minimalnego wynagrodzenia, urlopu, chorobowego. Unia Europejska chce, by tego typu "niby-pracownicy” mogli wyjść z fikcji. Pracodawcy zostaliby zmuszeni do zaoferowania im umowy o pracę. Upragnionego przez wielu etatu.
2,5 mln Polaków przejdzie na etat? UE chce rewolucji. Bo tylko w ten sposób da się skończyć z wyzyskiem
O kogo chodzi? O osoby świadczące pracę na podstawie umów cywilnoprawnych (o dzieło, zlecenia) lub samozatrudnione (na umowy B2B). To właśnie oni mieliby zostać zatrudnieni na etat "z urzędu”.
Nadchodzące regulacje, które miałyby wejść w życie w 2025 roku, są zdaniem unijnych polityków konieczne. Bo tylko w ten sposób da się skończyć z wyzyskiem. Dla firmy pracownik nieetatowy to czysty zysk – mniejsze składki na ubezpieczenie społeczne, brak socjalnych dodatków czy świątecznych prezentów. Zyskują i niby-zatrudnieni. Umowa o dzieło, zlecenie, faktura, to często większy – w porównaniu z etatem – przelew. Ale i wysoka cena w postaci znacznie gorszej ochrony emerytalnej czy zdrowotnej. Nie ma składek – nie ma więc chorobowego, emerytury, renty. A jeśli zleceniobiorca zdecyduje się sam opłacać składki, to w kieszeni pozostaje mu znacznie mniej.
Jak duży jest problem? W Polsce bezpośrednio dotyczy ok. 2,5 mln osób. 1,5 mln z nich pracuje na podstawie umów cywilnoprawnych, kolejny milion to przedsiębiorcy "wystawiający jedną fakturę". "Zatrudnionych” na podstawie umów śmieciowych jest całkiem spore grono, bo w 38-milionowym narodzie pracuje zaledwie 15 mln osób.
Przeciwnicy zmian mogliby powiedzieć: Po co te regulacje? Jeśli ktoś chce pracować na umowie-zleceniu, chce mieć mikrofirmę, niech w taki sposób pracuje. Sytuacja wygląda jednak inaczej. Raport w sprawie osób, które pracują "w nietypowych formach zatrudnienia” opublikował w 2016 roku Główny Urząd Statystyczny.
Ponad 80 proc. ankietowanych stwierdziło wówczas, że na "nieetatową" formę świadczenia pracy się zgodziło, bo nie dano im innego wyboru. Stąd taki wysyp umów o dzieło i na zlecenie. W przypadku przedsiębiorców pracodawca uzależniał decyzję o nawiązaniu współpracy od podjęcia działalności gospodarczej w ponad 50 proc. przypadków. I tu ważne zastrzeżenie – niewiele mniej osób deklarowało, że wybrało prowadzenie firmy z własnej woli.
Z jednym z takich przedsiębiorców rozmawiałem. – Ja rozumiem, a nawet popieram ideę ograniczenia umów B2B. Sam jednak na takiej umowie jestem, bo innej możliwości jako programista nie miałem. W mojej branży to wręcz standard. Nie mam jednak powodów do narzekań. Mam w umowie płatny urlop, a nawet płatne zwolnienie lekarskie. Mam różnego rodzaju benefity – mówi.
Etat czy nie etat? Decydować mogą kryteria. Czy zmiany obejmą wszystkich, "jak leci”?
Tego jeszcze nie wiadomo. Unia chce, by regulacje pomogły przede wszystkim tym, którzy świadczą pracę dla
różnego rodzaju platform cyfrowych. To kurierzy dostarczający posiłki do domów i firm, osoby świadczące usługi transportowe, ale i inne osoby przyjmujące zlecenia za pośrednictwem aplikacji. Tyle tylko, że w praktyce wyglądać może to inaczej – do przejścia na etat mogą zostać zmuszeni wszyscy. Inaczej nie byłoby równego traktowania pracowników.
Jak jednak odróżnić pracownika od freelancera? Osobę, która de facto wykonuje pracę taką, jak na etacie, od osoby, która dorabia, przyjmuje luźne zlecenia wtedy, kiedy chce? Gdzie przebiega granica pomiędzy "mogę” a "muszę”? W określeniu tego mają pomóc kryteria. O domniemaniu etatu mówilibyśmy, gdyby pracodawca - głównie "cyfrowa platforma” – narzucałby pracownikowi określone zasady. Takie jak: nadzór wykonywanej pracy, ograniczenie wyboru godzin pracy, ograniczenia swobody przyjmowania zleceń. Jeśli pracodawca określa, że masz pracować w godzinach od 8 do 16, wykonywać zadania, które zleci, bez możliwości ich odrzucenia, nie daje ci prawa do nieobecności – wtedy jest to praca, a więc konieczny jest etat.
W polskiej rzeczywistości istotny może być zapis, który określa, czym jest stosunek pracy. To "wykonywanie pracy określonego rodzaju na rzecz pracodawcy i pod jego kierownictwem oraz w miejscu i czasie wyznaczonym przez pracodawcę, a pracodawca – zatrudnianie pracownika za wynagrodzeniem”. I właśnie ta definicja może sprawić, że śmieciówki skończą się dla wszystkich, "jak leci”.
Test przedsiębiorcy może wrócić. "Narzucanie natychmiastowej zmiany przyniosłoby więcej strat niż pożytku"
W przypadku osób pracujących w ramach umów B2B realizacja dyrektywy może sprawić, że rząd będzie musiał wrócić do pomysłu z 2019 roku. Wówczas bowiem pojawiły się doniesienia o planowanym wprowadzeniu "testu przedsiębiorcy”. W założeniu miał on sprawdzić, kto faktycznie prowadzi działalność gospodarczą, a kto ją tylko "symuluje”. Władze wyjaśniały wówczas, że tacy niby-przedsiębiorcy, którzy wystawiają w zasadzie jedną fakturę, powinni odprowadzać większe daniny. Przedsiębiorcy nie muszą bowiem odprowadzać składek od pełnej wysokości przychodu, a od 60 proc. przeciętnego wynagrodzenia. W praktyce więc jeśli ktoś jest zatrudniony na etacie, to od wynagrodzenia na poziomie kilkunastu tysięcy złotych jako „B2B” płaci mniejsze podatki i składki, niż ta sama osoba zatrudniona na etacie. Lekarze, informatycy, piloci, pielęgniarki, sanitariusze zaczęli jednak protestować.
Piotr Kuczyński, główny ekonomista Xelion w rozmowie z jedenewsdziennie.pl przyznaje, że rozwiązania, które proponuje Komisja Europejska, sprawią, że wszystkie umowy o pracę będą domyślnie traktowane jako umowy o pracę. - Teoretycznie cywilizowane (w domyśle etatowe) stosunki pracy są czymś, co powinno być pożądane, ale jeśli to rozwiązanie zostanie przyjęte wprost, tak jak brzmi zapowiedź, (mogą być liczne wyjątki), to w Polsce około 2,5 mln osób musiałoby przejść na etaty. To bardzo ryzykowny ruch, bo albo te osoby zaczęłyby mniej zarabiać albo pracodawcom znacznie zwiększyłyby się koszty. Albo te dwa czynniki wystąpiłyby razem, co jest najbardziej prawdopodobne – wyjaśnia.
Zdaniem eksperta z wprowadzaniem ewentualnych zmian nie warto się śpieszyć. - Dane z Eurostatu w 2019 roku mówiły o tym, że udział płac w PKB w UE wyniósł wtedy 47,5 proc., a w Polsce tylko 39,3 proc. Czyli wyglądało to słabo. Jednak Eurostat z całą pewnością nie doliczała do wynagrodzeń dochodów JDG, co najpewniej doprowadziłoby ten stosunek do europejskiego poziomu. Poza tym jak powszechnie wiadomo polskie podatki znajdują się pośrodku krajów europejskich. Tak więc według mnie dążenie do etatowego
zatrudnienia jest pożądane, ale narzucanie natychmiastowej zmiany przyniosłoby więcej strat niż pożytku.
Piotr Juszczyk, główny doradca podatkowy w firmie inFakt (która obsługuje również mikroprzedsiębiorców potencjalnie dotkniętych dyrektywą) kwestię odejścia od umów cywilnoprawnych i B2B na rzecz etatów omawia na konkretnych liczbach. - Zmiana umów B2B w umowę o pracę po pierwsze zabierze możliwość
swobodnego wyboru. Dziś umowy B2B zawierane są dobrowolnie i z w pełni świadomego wyboru. Dodatkowo wybierając B2B w większości przypadków też chodzi o kwestie finansowe. Zatrudnienie B2B pozwala oprócz swobody kształtowania swojej pracy na większy zarobek. Przykładowo kurier
zatrudniony na umowę o pracę z pensją 6 tys. zł na rękę, kosztuje swoje pracodawcę 10 tys. zł. Zakładając działalność i świadczyć usługi na rzecz swojego pracodawcy zarobi na ryczałcie 7,2 tys. zł. Przy tym płacąc duży ZUS. Popularną formą współpracy na takich zasadach jest branża IT, ale również zawody medyczne – wylicza.
- Przy tej drugiej grupie należy zwrócić uwagę, że w większości jest to zatrudnienie w państwowych szpitalach. Ingerencja w swobodę działania na rynku jest niebezpieczna, żeby się nie okazało, że wylejemy dziecko z kąpielą. Lekarz na kontrakcie, któremu na rękę pozostaje 17,6 tys, przy zachowaniu takiego samego kosztu dla szpitala, otrzyma średnio 12 tys. na rękę, jest to znaczna różnica – dodaje.
Co dalej? Rząd chce uszczelnienia. Unia Europejska chce kwestię umów ucywilizować, bo praca staje się coraz bardziej cyfrowa
Jak wyjaśnia Juszczyk, w przypadku gdy obie strony kontraktu godzą się na dane warunki i znają konsekwencje takich umów, to ingerencja jest całkowicie niepotrzebna. - Z jednej strony przepisy UE wprowadzają swobodę pracy i życia, a z drugiej strony jest wola ograniczania tych swobód. W mojej ocenie
w pierwszej kolejności należy zbadać problem, zdefiniować ewentualne zasady oraz ich konsekwencje, a potem podać do szerokiej konsultacji. Poczekajmy na ostateczne propozycji przepisów, być może one faktycznie będą zmierzały do wyeliminowania marginalnych nadużyć, a nie likwidacji większości umów cywilnoprawnych.
Wiceminister rodziny i polityki społecznej Stanisław Szwed od lat jak mantrę powtarza, że inne niż etat formy zatrudnienia są nadużywane i prowadzą do nierówności na rynku. Twierdził, że odejście od śmieciówek to "uszczelnienie zasad podlegania ubezpieczeniom emerytalnemu i rentowemu”. Uszczelnienie bardzo dla budżetu opłacalne. Samo tylko "ozusowanie” umów zleceń miałoby przynieść 3,5 mld zł wpływów z tytułu dodatkowych składek.
Unia Europejska chce kwestię umów ucywilizować, bo praca staje się coraz bardziej cyfrowa. Dziś w całej UE za pośrednictwem różnego rodzaju platform pracuje blisko 30 mln osób, w roku 2025 będzie to już ok. 43 mln osób.
Cytat na koniec
“Z jednej strony przepisy UE wprowadzają swobodę pracy i życia, a z drugiej strony jest wola ograniczania tych swobód. W mojej ocenie w pierwszej kolejności należy zbadać problem, zdefiniować ewentualne zasady oraz ich konsekwencje, a potem podać do szerokiej konsultacji. Poczekajmy na ostateczne propozycji przepisów, być może one faktycznie będą zmierzały do wyeliminowania marginalnych nadużyć, a nie likwidacji większości umów cywilnoprawnych”