Moda na overemployment dotarła nad Wisłę. Dla wielu to konieczność
- Witaj w JedenNewsDziennie.pl. Dziś zajmujemy się problemem konieczności pracy na dwóch etatach, by spłacić m.in. kredyty. Oto najważniejsze punkty materiału:
- Średni czas pracy w Polsce to ponad 1800 godzin rocznie. To piąty wynik w Europie, dziewiąty na świecie. Dlaczego Polacy tyle pracują?
- Kto musi dorabiać? Kredyty ciążą Polakom. “Rata urosła o 800 zł, czynsz o 500 zł, opłaty za prąd o 200 zł”
- I chociaż inflacja spadła na tyle, że pojawia się coraz więcej głosów o możliwości spadku stóp procentowych, to "na dziś" są one wciąż wysokie
- 56 proc. Polaków próbuje jakoś poprawić swoją sytuację finansową. Większość z tej grupy to osoby poniżej 40 roku życia
- Co dalej? Przezatrudnieni, zmęczeni, niewydajni. “Nawet ograniczona liczba godzin nadgodzin wiąże się z niekorzystnym wpływem na zdrowie psychiczne”
Średni czas pracy w Polsce to ponad 1800 godzin rocznie. To piąty wynik w Europie, dziewiąty na świecie. Dlaczego Polacy tyle pracują?
Rosnące ceny, inflacja, stopy procentowe, raty, czyli koszty życia – coraz większe grono Polaków nie może związać końca z końcem. Dla wielu z nas wiąże się to z koniecznością znalezienia dodatkowych źródeł dochodów. Jedni nazwą to dorabianiem, inni kombinowaniem, ale jest jednak jeszcze jedna, bardziej naukowa nazwa: overemployment. Zjawisko to występuje nie tylko w Polsce i ma kilka "twarzy".
Czasami do przyjęcia takiej postawy zmusza kultura lub pracodawca, czasami "ponadzatrudnienie" to świadomy wybór tych, dla których życie i praca to jedno. Są i tacy, którzy może i woleliby spędzić popołudnie, oglądając "odmóżdżający" serial, ale piętrzące się zaległości im na to nie pozwalają.
Dane OECD za rok 2021 pokazują, że średni czas pracy w Polsce to 1830 godzin. To piąty wynik w Europie, dziewiąty na świecie.
Kto musi dorabiać? Kredyty ciążą Polakom. “Rata urosła o 800 zł, czynsz o 500 zł, opłaty za prąd o 200 zł”
Nie da się ukryć, że w ostatnim czasie Polaków do nadmiarowej pracy zmuszają rosnące raty kredytów. W ostatnim roku nastąpił wysyp opinii w sieci, że jest to bardzo duży problem, bo kredyty brane przy niskich stopach procentowych okazały się ciężarem z powodu znacznego wzrostu poziomu stóp.
“Oberwaliśmy z grubej rury. Zamiast 2991 płacimy 4400 zł 63 gr” – mówi w rozmowie z “Polityką” Marta z Warszawy, która wzięła z partnerem 770 tys. zł kredytu.
Takich przypadków jest więcej, szczególnie wśród osób, które kredyt zaciągały stosunkowo niedawno przed podwyżką stóp. "Rata modelowego kredytu na 25 lat na 500 tys. zł zaciągniętego w styczniu 2021 r. (przy oprocentowaniu marża 2 proc. plus WIBOR 3M) rok temu wynosiła 2170 złotych. "Należy przygotować się na raty w wysokości ponad 4,5 tys. zł" – wyliczał Mikołaj Fidziński w swojej analizie na Gazeta.pl.
Pani Roksana, matka jedenastoletniego Patryka, przyznaje w rozmowie z jedennewsdziennie, że bez stałej pomocy nie dałaby sobie rady: – Rata kredytu urosła mi o 800 zł, czynsz o 500 zł, opłaty za prąd o 200 zł. Kiedy patrzę na swoje rachunki sprzed 2-3 lat, widzę, że były o jakieś 1500 zł niższe. Nie liczę wzrostu cen na żywność. Skłamałabym, mówiąc, że pensja nie urosła, ale ona urosła o 400–500 zł. Muszę dorabiać, bo inaczej nie byłoby mnie stać na opłaty. A mimo to pieniądze na ostatnią ratę wzięłam od mamy, bo już tak po prostu nie mam na to wszystko sił – mówi. – Nie wiem, ile to jeszcze potrwa, jak długo te moje raty za kredyt we franku będą wysokie, ale naprawdę ta sytuacja odbija się już na moim zdrowiu psychicznym. Są tacy, co mają problemy i się nimi nie przejmują. Ja się przejmuję. I nie śpię po nocach – przyznaje.
I chociaż inflacja spadła na tyle, że pojawia się coraz więcej głosów o możliwości spadku stóp procentowych, to "na dziś" są one wciąż wysokie
I wciąż ciążą. To, że temat zniknął z prasowych nagłówków, nie oznacza, że problem zniknął w ogóle. To dlatego niektórych irytują deklaracje polityków. Na początku lipca prezes PiS przekonywał, że chce, "aby polskie rodziny były bogate, aby Polska była wielka".
"Jesteśmy bardzo blisko tego, aby dogonić Zachód" – zapewniał. "W takim razie pytanie, czy to jest w porządku, że wraz z żoną oddajemy ponad 30 proc. pensji państwu? Dodatkowo nasza rata z 1600 urosła do 3200, a przy tym wszystkim staramy się ze wszystkich sił wychowywać nasze dwa szczęścia. Nie chcemy pomocy, wystarczy nam elementarna uczciwość" – odpisał wicepremierowi użytkownik serwisu X opisujący się jako "zwykły, prosty obywatel. Mąż, ojciec, syn, pracownik. Chrześcijanin. Fan rozsądku, przyzwoitości, mądrości".
56 proc. Polaków próbuje jakoś poprawić swoją sytuację finansową. Większość z tej grupy to osoby poniżej 40 roku życia
Z badania "Polaków Portfel Własny: czas oszczędzania", które wiosną przeprowadził Santander Consumer Bank, wynika, że rosnące koszty życia zmuszają do dodatkowej aktywności zawodowej. Wyniki można uznać za alarmujące. 56 proc. Polaków próbuje poprawić stan swoich finansów na różne sposoby. Większość z tej
grupy to osoby poniżej 40. roku życia. A jeśli Polacy nie dorabiają, to oszczędzają. 65 proc. badanych przyznało, że rezygnuje z niektórych wydatków – wyjazdów na weekend czy wakacji.
Piotr Kuczyński, główny analityk domu inwestycyjnego Xelion, w rozmowie z jedennewsdziennie.pl wylicza, jak bardzo wzrosły finansowe obciążenia Polaków. - Znany jest fakt, zgodnie z którym w ciągu ośmiu lat dominanta (najczęściej otrzymywana płaca) wzrosła o 65 proc., a inflacja o około 40–50 proc. (razem z
prognozami na rok 2023). Czyli teoretycznie wzrost płac był wyższy od inflacji. Tyle tylko, że to jest dość ułomna teza. W danych o inflacji nie ma bowiem np. kosztów kredytu, a przecież osiem lat temu WIBOR wynosił 1,7 proc., a w 2020/21 roku nawet 0,2 proc. Obecnie jest o około 5–6 punktów procentowych wyższy – stwierdza.
– Przy kredycie do spłacenia w wysokości 300 tysięcy złotych to oznacza wzrost obciążenia o około 1200–1300 złotych miesięcznie. Tak więc nawet jeśli się uważa, że średnia płaca w Polsce to ponad 7 tys. złotych, to po pierwsze jest tak tylko dla zatrudnionych w większych firmach, a po drugie ludzie z kredytami hipotecznymi na karku mają dużo niższy dochód do dyspozycji, niż mieli 8 lat temu. Jest też problem z nisko uposażonymi emerytami, bo oni wydają na żywność ponad 50 proc. emerytury, a ceny żywności przez 8 lat wzrosły o ponad 60 proc. – dodaje Kuczyński.
Jego zdaniem nie ma nic dziwnego w tym, że zarówno młodsi Polacy, jak i emeryci zmuszeni są do szukania dodatkowego zarobku - oprócz swoich podstawowych czynności zawodowych. Nie da się dokładnie obliczyć, ile musieliby zarabiać/otrzymywać, żeby utrzymać swój poziom życia sprzed 8 lat. Struktura ich wydatków bardzo się różni. Jedno jest pewne: Polacy z mniejszymi dochodami albo wpadają w spiralę zadłużenia, albo szukają dodatkowej pracy. Innego wyjścia nie ma – tłumaczy.
Co dalej? Przezatrudnieni, zmęczeni, niewydajni. “Nawet ograniczona liczba godzin nadgodzin wiąże się z niekorzystnym wpływem na zdrowie psychiczne”
"Przymusowe przepracowanie wiąże się ze stosunkowo wysokim poziomem zmęczenia i niskim poziomem satysfakcji. Zwłaszcza w sytuacjach niskiego wynagrodzenia, nawet ograniczona liczba godzin nadgodzin wiąże się z niekorzystnym wpływem na zdrowie psychiczne. Oprócz kwestii zdrowotnych, badania budzą obawy o zmniejszoną produktywność i błędy, gdy pracownicy pracują przez długie godziny" - czytamy w raporcie, który poświęciła problemowi Komisja Europejska.
Największe ryzyko związane z tym gonieniem w piętkę? Skutki overemploymentu mogą być negatywne zarówno dla pracowników, jak i dla firm. Pracownicy narażeni na nadmierne obciążenie pracą często doświadczają stresu, wypalenia zawodowego i problemów zdrowotnych. Ponadto brak równowagi między życiem zawodowym a prywatnym może prowadzić do pogorszenia jakości życia i relacji społecznych. Z drugiej strony, firmy mogą ponosić koszty związane z absencją, obniżoną produktywnością i utratą talentów.
Cytat na koniec
Przy kredycie do spłacenia w wysokości 300 tysięcy złotych to oznacza wzrost obciążenia o około 1200-1300 złotych miesięcznie. Tak więc nawet jeśli się uważa, że średnia płaca w Polsce to ponad 7 tys. złotych, to po pierwsze jest tak tylko dla zatrudnionych w większych firmach, a po drugie ludzie z kredytami hipotecznymi na karku mają dużo niższy dochód do dyspozycji, niż mieli 8 lat temu. Jest też problem z nisko uposażonymi emerytami, bo oni wydają na żywność ponad 50 proc. emerytury, a ceny żywności przez 8 lat wzrosły o ponad 60 proc.".