Nieoficjalnie: Polska, Węgry i Słowacja mogą zdecydować się na jednostronne embarga ws. zboża z Ukrainy
- Witaj w JedenNewsDziennie.pl. Dziś zajmujemy się kwestią przedłużenia embarga na zboże z Ukrainy po 15 września. Oto najważniejsze punkty materiału:
- Impas w Kordobie. Wciąż bez porozumienia w sprawie wygasającego 15 września unijnego embarga na ukraińskie zboże. Wojciechowski ocenia, że jego propozycje przedłużenia embarga i dopłat do tranzytu nie cieszą się przychylnością innych członków KE
- Elastyczne embargo? By pogodzić coraz bardziej rozbieżne interesy, pięć państw frontowych uzgodniło w Hiszpanii, że przedłużone embargo unijne powinno mieć “elastyczny charakter”. Może to być wstępem do rozłamu i upadku wspólnego stanowiska
- “Jeśli embargo nie zostanie przedłużone, to dojdzie do kryzysowej sytuacji w państwach frontowych”. Po próbach wprowadzenia w kwietniu jednostronnych embarg KE wprowadziła unijny zakaz importu czterech rodzajów zbóż do Polski, Rumunii, Bułgarii, Słowacji i na Węgry
- KE: "Rozmawiamy o zwiększeniu możliwości tranzytu, wzmocnieniu korytarzy solidarnościowych i usunięciu wąskich gardeł, które pojawiły się po wprowadzeniu liberalizacji handlu z Ukrainą oraz o nowych trasach”
- Zakaz importu ukraińskiego zboża może zostać osądzony nie na forum unijnym, a międzynarodowym. "Po 15 września w przypadku zakazu Kijów wniesie sprawę przeciwko Polsce i UE do WTO"
- Co dalej? Złoty środek Wojciechowskiego to dopłaty do tranzytu. Kijów wyliczył, że musiałoby to być od 20 do 40 euro za tonę zboża. To dodatkowe wydatki, o których inne stolice unijne nie chcą słyszeć. Decyzja Komisji Europejskiej jak zawsze będzie przede wszystkim "polityczna”
Impas w Kordobie. Wciąż bez porozumienia w sprawie wygasającego 15 września unijnego embarga na ukraińskie zboże. Wojciechowski ocenia, że jego propozycje przedłużenia embarga i dopłat do tranzytu nie cieszą się przychylnością innych członków KE
Z nieoficjalnych informacji jedennewsdziennie.pl wynika, że jeśli Komisja Europejska nie przedłuży unijnego zakazu, to na jednostronne embargo z "frontowej piątki" mogą zdecydować się trzy kraje: Polska, Węgry i Słowacja.
Po trzech dniach szczytu unijnych ministrów ds. rolnictwa w Kordobie (zorganizowanego przez Hiszpanów, którzy w tym półroczu przewodzą pracom Unii) wciąż nie ma porozumienia w sprawie wygasającego 15 września unijnego embarga na ukraińskie zboże.
Sprawą zajmuje się w środę kolegium unijnych komisarzy. Jeszcze we wtorek jednak polski reprezentant Janusz Wojciechowski sugerował, że jego propozycje przedłużenia embarga i dopłat do tranzytu ukraińskiego zboża nie cieszą się przychylnością innych członków Komisji Europejskiej.
Polska ma też trudności w stworzeniu wspólnego frontu pięciu państw, w których do tej pory obowiązywało embargo. Część z nich, jak się okazało w czasie rozmów w Kordobie, nie jest tak zdesperowana jak Warszawa, by przedłużyć zakaz, a na pewno nie w dotychczasowej formie. W poniedziałek Bułgaria rozzłościła polskiego ministra ds. rolnictwa, odmawiając podpisania wspólnej deklaracji z wnioskiem o przedłużenie dotychczasowego embarga.
Elastyczne embargo? By pogodzić coraz bardziej rozbieżne interesy, pięć państw frontowych uzgodniło w Hiszpanii, że przedłużone embargo unijne powinno mieć “elastyczny charakter”. Może to być wstępem do rozłamu i upadku wspólnego stanowiska
Propozycję złożyła Sofia, tak by można było wykreślać z embarga na przykład nasiona słonecznika, których potrzebują bułgarscy producenci żywności. Rząd Nikołaja Denkowa ma być w związku z tym pod wielką presją. Polska wykorzystując taką okazję, mogłaby na listę dopisać ukraińskie maliny, które zalały nasz rynek tego lata.
Ale propozycja elastycznego embarga może być wstępem do rozłamu i upadku wspólnego frontu pięciu państw. Zwłaszcza Rumunia już od jakiegoś czasu bardziej niż embargiem jest zainteresowana rozwojem swoich korytarzy tranzytowych, w które mocno inwestuje Bruksela. “Poróżniona słonecznikiem” piątka miała w Kordobie dać sobie czas do 11 września na decyzję w sprawie wspólnej deklaracji (o elastycznym embargu) albo jej braku. Taki rozłam może pomóc Komisji Europejskiej w ostatecznym odrzuceniu wniosku o przedłużenie unijnego embarga w ogóle, na jakiekolwiek ukraińskie towary, zwłaszcza że jego przeciwniczką od samego początku była Ursula von der Leyen. Przewodnicząca KE już pod koniec sierpnia obiecała prezydentowi Ukrainy Wołodymyrowi Zełenskiemu zakończenie blokowania ukraińskiego zboża.
– Z tych deklaracji przewodniczącej von der Leyen wynika, że tego przedłużenia ze strony Komisji nie będzie – mówi w rozmowie z jedennewsdziennie.pl europoseł PiS Zbigniew Kuźmiuk.
“Wszystko jest w rękach Komisji Europejskiej, która ma zająć się tą sprawą. Chcemy pomagać Ukrainie, ale wiemy też, że sąsiadujące z nią kraje cierpią [z powodu napływu ukraińskich produktów rolnych], dlatego alternatywne trasy tranzytu, korytarze solidarnościowe i dodatkowe wsparcie finansowe to rozwiązania, którym trzeba się przyjrzeć” – odpowiadał dyplomatycznie organizator spotkania w Kordobie, hiszpański minister rolnictwa Luis Planas.
“Jeśli embargo nie zostanie przedłużone, to dojdzie do kryzysowej sytuacji w państwach frontowych”. Po próbach wprowadzenia w kwietniu jednostronnych embarg KE wprowadziła unijny zakaz importu czterech rodzajów zbóż do Polski, Rumunii, Bułgarii, Słowacji i na Węgry
Mniej poprawny politycznie był za to komisarz ds. rolnictwa z Polski, Janusz Wojciechowski, oskarżany przez opozycję (ale i kolegów partyjnych) w kraju o to, że nie działa na rzecz przedłużenia embarga na ukraińskie zboże.
"Jeśli embargo nie zostanie przedłużone, dojdzie do kryzysowej sytuacji w pięciu państwach frontowych, tak jak miało to miejsce w 2022 roku, gdy dodatkowy import ziarna do tych krajów wyniósł 5 mld euro, a do całej Unii 6 mld euro” – wytykał w Kordobie Wojciechowski. Polski komisarz przypominał, że „Unia Europejska przejmuje się kosztem 2 mld euro, z jakim musi zmierzyć się ‘dwudziestka siódemka’ w związku z nadwyżką w wymianie handlowej z Mercosurem, tymczasem koszty związane z napływem ukraińskiego zboża są dla pięciu unijnych państw trzykrotnie większe”.
Tego samego argumentu w rozmowie z jedennewsdziennie.pl używa Kuźmiuk: – Unia Europejska od 3 lat dyskutuje o problemach, jakie dla rolników w 27 krajach może stworzyć umowa z Mercosurem. Chodzi o nadwyżkę importu produktów rolnych z tych krajów rzędu 2 mld euro. Tymczasem w ciągu paru miesięcy do samej Polski wpłynęło parę milionów ton ukraińskiego zboża i oczekiwano, że Polska załatwi ten problem sama.
Jak wynika z ujawnionych przez “Rzeczpospolitą” danych Ministerstwa Finansów, tylko między 2021 a 2022 rokiem import zbóż do Polski z Ukrainy potroił się – z 1,1 mln do 3,2 mln ton. Samej pszenicy w pierwszych czterech miesiącach 2023 r. sprowadzono z Ukrainy do Polski prawie 338 tys. ton.
Po próbach wprowadzenia w kwietniu przez pięć państw jednostronnych, niezgodnych z zasadami jednolitego rynku embarg na ukraińskie zboże Komisja Europejska wprowadziła unijny zakaz importu czterech rodzajów zbóż: pszenicy, słonecznika, rzepaku i kukurydzy do Polski, Rumunii, Bułgarii, Słowacji i na Węgry.
– To już był wyjątek od reguły. Wcześniej zakaz wwozu, jeśli był podejmowany, dotyczył wszystkich 27 krajów. To jest ewenement, że pozostałe 22 kraje zgodziły się, by zastosowano takie łamane rozwiązanie. Zakaz został przedłużony raz (5 czerwca). Teraz ta nasza argumentacja przestaje działać, bo pozostałe kraje zakładają, że z tym problemem powinniśmy sobie już dać radę – podkreśla Kuźmiuk.
KE: "Rozmawiamy o zwiększeniu możliwości tranzytu, wzmocnieniu korytarzy solidarnościowych i usunięciu wąskich gardeł, które pojawiły się po wprowadzeniu liberalizacji handlu z Ukrainą oraz o nowych trasach”
Polski minister ds. rolnictwa Robert Telus tłumaczył jednak w Kordobie, że Polska sama nie da rady. “Przedłużenie embarga jest bardzo ważne dla krajów frontowych, ale również dla jedności w UE. Wiemy, co się działo, gdy nie było embarga na naszym terytorium, był bardzo duży problem, doszło do destabilizacji rynku” – przekonywał Telus.
Dlatego niezależnie od negocjacji i rozmów, jakie toczą się w sprawie embarga, Polska przygotowuje się do wprowadzenia jednostronnego zakazu importu ukraińskich zbóż. Jak tłumaczy Kuźmiuk, tak jak w kwietniu powoła się w tym celu na “klauzulę sytuacji nadzwyczajnej/kryzysowej”, choć tym razem może być jej trudniej dostarczyć dowody. “Rozumiem, że to może spowodować spór między KE a krajem członkowskim, mam nadzieję pięcioma krajami członkowskimi, który być może zakończy się w TSUE” – ocenia Kuźmiuk.
Pomimo dotychczasowych wzmożonych apeli pięciu państw frontowych Komisja Europejska robi jednak wszystko, by 15 września nie przedłużać embarga. – Prowadzimy stałe konsultacje w ramach platformy koordynacyjnej, w skład której wchodzi pięć państw frontowych Unii, Ukraina i Mołdawia. Rozmawiamy o zwiększeniu możliwości tranzytu, wzmocnieniu korytarzy solidarnościowych i usunięciu wąskich gardeł, które pojawiły się po wprowadzeniu liberalizacji handlu z Ukrainą oraz o nowych trasach” – tłumaczy w rozmowie z jedennewsdziennie.pl rzeczniczka KE ds. rolnictwa Miriam Ferrer Garcia Miriam García Ferrer.
Zakaz importu ukraińskiego zboża może zostać osądzony nie na forum unijnym, a międzynarodowym. "Po 15 września w przypadku zakazu Kijów wniesie sprawę przeciwko Polsce i UE do WTO"
Nawet gdyby KE ugięła się pod presją państw frontowych i przedłużyła embargo na import ukraińskiego zboża, to taka decyzja może trafić pod osąd wyżej, na forum międzynarodowe. Zaskarżeniem decyzji o embargu grożą Ukraińcy, którzy prowadzą ostrą grę, by pozbyć się ich zdaniem niesprawiedliwych ograniczeń.
"Z pełnym szacunkiem i wdzięcznością dla Polski, w przypadku wprowadzenia jakichkolwiek zakazów [po 15 września] Ukraina wniesie sprawę przeciwko Polsce i UE do Światowej Organizacji Handlu" – powiedział POLITICO wiceminister gospodarki Ukrainy Taras Kaczka. "Nie zamierzamy natychmiast podejmować działań odwetowych, biorąc pod uwagę ducha przyjaźni i solidarności między Ukrainą a UE" – tłumaczy Kaczka – ale systemowe zagrożenie dla ukraińskich interesów "zmusza nas do wniesienia tej sprawy do WTO".
W podobny sposób dla agencji Interfax-Ukraina wypowiadał się też prezydencki doradca Igor Żowka, zastrzegając, że Kijów sięgnie po “mechanizmy prawne”, jeśli Bruksela nie powstrzyma krajów członkowskich przed wprowadzaniem embarga. Takimi mechanizmami są albo postępowanie arbitrażowe w ramach wprowadzającej wolny handel umowy stowarzyszeniowej z UE z 2014 r., albo skarga do WTO.
Na te reakcje Ukraińców zwracają uwagę polscy politycy, którzy przekonują w Brukseli, że Ukraińcy nie są partnerami, którym można w pełni ufać w tranzycie zboża. – Jeśli jakiś przedsiębiorca ukraiński chce sprzedać zboże do kraju afrykańskiego, to gdyby ten system działał po stronie ukraińskiej, powinien pokazać fakturę tranzytu spod Kijowa do Kairu i fakturę ubezpieczenia tego transportu. Ciężar sprawdzenia tych dokumentów, ich wiarygodności, leży po stronie ukraińskiej. Gdyby Ukraina wywiązywała się z tych obowiązków, to nie trzeba by było tego kontrolować. Po stronie ukraińskiej nie ma takich gwarancji, dlatego my musimy tego fizycznie pilnować” – tłumaczy Kuźmiuk.
Ale sprawdzanie legalności ukraińskiego zboża jest nie lada wyzwaniem, bo jak ujawniły ostatnio portale śledcze Organised Crime and Corruption Reporting Project (OCCRP), rumuński RISE Project i ukraińskie Slidstvo, za ziarnem nielegalnie trafiającym w ręce polskich importerów często stoją w Ukrainie grupy przestępcze, nierzadko rosyjskiego pochodzenia. Stąd problem z jego dokumentacją i niską ceną. Ukraińskie służby badają obecnie ponad 300 firm-widm, które mogły oszukać państwo ukraińskie na co najmniej 140 mln dolarów. Pierwsze dane dotyczące 80 z 300 podejrzanych firm mówią o 1,7 mln ton zboża, nielegalnie sprzedanych Rumunom, Węgrom i Czechom, o wartości 495 mln dolarów.
– Rzeczywistymi beneficjentami tego szmuglu, nielegalnego wwozu, a potem sprzedaży produktów rolnych, są podmioty, które nie są ukraińskimi, co podwójnie obciąża komisarza Wojciechowskiego – mówi w rozmowie z jedennewsdziennie.pl Andrzej Halicki. Wypomina on, że gdy polscy europosłowie PSL złożyli zapytanie poselskie do Wojciechowskiego w styczniu br., „czy KE monitoruje proceder niezgodnego z przeznaczeniem wykorzystania zboża importowanego do UE jako zboże techniczne z Ukrainy i jakie działania [KE] podejmuje dla uszczelnienia korytarzy solidarnościowych?”, odpowiedź Wojciechowskiego brzmiała, że choć „Komisja bardzo uważnie śledzi ilości zbóż przywożonych z Ukrainy, aby ocenić operację korytarzy solidarnościowych, jak również wpływ na rynki, w szczególności w Polsce, na Węgrzech, w Czechach, Słowacji, Bułgarii i Rumunii, to państwa członkowskie są odpowiedzialne za przeprowadzanie odpowiednich kontroli, w tym – kiedy uznają to za konieczne – sprawdzenia, czy przesyłki są wykorzystywane poza łańcuchem pasz i żywności”. Wojciechowski odrzucił też propozycje rozwiązania, które podpowiadała polska opozycja: wprowadzenia kaucji, która miałaby być pobierana od ukraińskich przewoźników przy wjeździe i zwracana im przy wyjeździe z kraju.
"Wprowadzenie takich kaucji nie jest przewidziane w unijnym kodeksie celnym. Ponadto wprowadzenie systemu kaucji mogłoby faktycznie zniechęcać handlowców do przewożenia zbóż tranzytem przez UE do celów przywozu do krajów trzecich i raczej zachęcać ich zamiast tego do importowania zbóż na rynku UE” - odpowiedział listownie komisarz Wojciechowski europosłom PSL.
Co dalej? Złoty środek Wojciechowskiego to dopłaty do tranzytu. Kijów wyliczył, że musiałoby to być od 20 do 40 euro za tonę zboża. To dodatkowe wydatki, o których inne stolice unijne nie chcą słyszeć. Decyzja Komisji Europejskiej jak zawsze będzie przede wszystkim "polityczna”
Zamiast kaucji dla ukraińskich przewoźników Janusz Wojciechowski proponuje dopłaty do tranzytu ukraińskiego zboża. “Koszty przewozu ukraińskiego zboża przez Polskę do krajów afrykańskich przewyższają wartość tego zboża, odległości są zbyt duże. Ukraińskim firmom to się w ogóle nie opłaca” – tłumaczył Wojciechowski w Kordobie.
Dlatego polski komisarz proponuje, by Unia Europejska dopłacała do ukraińskiego zboża. Kijów już wyliczył, że musiałoby to być od 20 do 40 euro za tonę zboża. Takie dopłaty uchroniłyby również ukraińskich rolników przed niesprawiedliwą konkurencją z tańszym ziarnem rosyjskim, pozbawionym kosztów związanych z transportem do portów. Sęk w tym, że propozycja Wojciechowskiego to dodatkowe wydatki, o których unijne stolice nie chcą słyszeć.
– W grę wchodzą duże pieniądze, w pełnej wersji mówi się o 600 mln euro (za 20 mln ton zboża), w okrojonej o 300 mln (za 10 mln ton). I tych pieniędzy trzeba poszukać w budżecie UE. Być może wykroić tę sumę z tych 50 mld przeznaczonych dla Ukrainy w zmodyfikowanym budżecie UE – tłumaczy Kuźmiuk.
Poza kosztami dla unijnego budżetu, z jakimi wiąże się propozycja Wojciechowskiego, jej wadą jest też to, że wyszła ona od niego. Polski komisarz nie ma w Brukseli dobrej prasy. Na łamach poczytnego wśród eurokratów dziennika “Politico” został ostatnio oskarżony o „interesowanie się wyłącznie polską polityką, a nie unijną”, czyli o działanie niezgodne ze statusem komisarza, który powinien jednakowo służyć 27 państwom Unii. W Brukseli nikogo też nie zdziwiło, że gdy w ubiegły czwartek komisarz ds. rolnictwa zaproponował w europarlamencie dopłaty do tranzytu ukraińskiego zboża, niecałą godzinę później rzeczniczka Komisji Europejskiej tłumaczyła, że „to była prywatna opinia komisarza, która nie odzwierciedla wspólnego stanowiska KE”.
W Kordobie na każde pytanie dziennikarzy dotyczące ukraińskiego zboża Wojciechowski odpowiadała, zaczynając od słów, że „wypowiada się we własnym imieniu, a nie w imieniu KE”. Nie jest pewne, czy uda mu się dziś przekonać kolegium komisarzy do swojej propozycji.
Co więcej, zdaniem Polski i części jej wykruszających się sojuszników ewentualna zgoda na dopłaty do tranzytu nie oznacza rezygnacji z embarga, a jest jedynie dodatkowym narzędziem ochrony unijnych rynków rolnych.
Dlatego „frontowa piątka” już w najbliższy piątek ma znów rozmawiać o losach embarga, tym razem przy pomocy łączy internetowych.
Minister Telus w wywiadzie dla TVP z Kordoby przekonywał, że "polscy rolnicy mogą spać spokojnie, niezależnie od decyzji Rady Europejskiej my i tak nie będziemy wpuszczać ukraińskiego zboża do Polski, bo to leży w naszym interesie”.
Losy kosztownej a jednoczęśnie dalekiej od „złotego środka” propozycji Wojciechowskiego na dzisiejszym kolegium też wydają się nie być przesądzone. Decyzja Komisji Europejskiej jak zawsze będzie przede wszystkim „polityczna”, choć Bruksela zadba o to, by została poparta odpowiednimi danymi i analizami.
Cytat na koniec
"Prowadzimy stałe konsultacje w ramach platformy koordynacyjnej, w skład której wchodzi pięć państw frontowych Unii, Ukraina i Mołdawia. Rozmawiamy o zwiększeniu możliwości tranzytu, wzmocnieniu korytarzy solidarnościowych i usunięciu wąskich gardeł, które pojawiły się po wprowadzeniu liberalizacji handlu z Ukrainą, oraz o nowych trasach"
Wykorzystane materiały
Rozmówcy:
- Miriam Garcia Ferrer, rzeczniczka KE ds rolnictwa i handlu [link]
- Zbigniew Kuźmiuk, eurodeputowany PiS, członek komisji ds. rolnictwa [link]
- Andrzej Halicki, eurodeputowany PO [link]
Komentarze i źródła:
- Oświadczenie prasowe KE: [link]
- Konferencja prasowa po spotkaniu 27 ministrów ds rolnictwa w Kordobie: [link]
- Oświadczenie prasowe ministra ds. rolnictwa, Roberta Telusa w Kordobie: [link]
- Artykuł Politico: [link]
- Artykuł Infosecurity24.pl: [link]
- Pytanie europoselskie do KE: [link]
- Artykuł Rzeczpospolitej: [link]
Czas pracy nad materiałem: 15 godzin.