Bruksela wypowiada wojnę substancjom toksycznym. Na celownik jako pierwsze zabawki. "To strzał w stopę"
- Witaj w JedenNewsDziennie.pl. Dziś zajmujemy się problemem zakazu stosowania substancji toksycznych w Unii Europejskiej. Oto najważniejsze punkty materiału:
- Komisja Europejska chce, by zabawki sprzedawane w Unii były całkowicie pozbawione toksyn i chemikaliów. “Konsumenci są narażeni na działanie substancji zaburzających gospodarkę hormonalną”
- Badania przeprowadzone na zlecenie Europejskiego Urzędu ds. Bezpieczeństwa Żywności (EFSA) i Europejskiej Agencji Leków (EMA) wskazały, że bisfenol jest dużo bardziej niebezpieczny dla zdrowia, niż do tej pory to zakładano
- Europejskie badania z 11 państw UE, w tym z Polski wykazały, że stężenie BPA przekraczało dozwolone limity u wszystkich biorących udział w badaniu. W reakcji unijni urzędnicy postanowili wypowiedzieć wojnę BPA
- Mniej entuzjastycznie podeszli do decyzji Brukseli producenci zabawek, według których to niesprawiedliwe obciążenia. “Kluczem do wzmocnienia bezpieczeństwa są zwiększone, skuteczne kontrole pod kątem już istniejących wymogów, a nie stwarzanie nowych przepisów”
- Z niewystarczającego nadzoru rynku zdaje sobie sprawę KE. Dlatego w zmianach do dyrektywy o bezpieczeństwie proponuje także wprowadzenie cyfrowego paszportu dla sprzedawanych w UE misiów, lalek czy robotów
- Co dalej? Czy wraz z eliminacją BPA znikną powodowane przez substancje chemiczne problemy zdrowotne Europejczyków? To bardzo wątpliwe. Doświadczenie pokazuje, że producenci chemikaliów prowadzą z unijnymi regulatorami prawdziwy wyścig
Komisja Europejska chce, by zabawki sprzedawane w Unii były całkowicie pozbawione toksyn i chemikaliów. “Konsumenci są narażeni na działanie substancji zaburzających gospodarkę hormonalną”
Choć już od 2009 r. misie, lalki i klocki produkowane w UE nie mogą zawierać rakotwórczych, mutagennych i zaburzających rozrodczość substancji CMR, do czarnej listy mają teraz dołączyć związki endokrynnie czynne, jak bisfenol A (BPA).
Unijni regulatorzy w 2011 r. uznali, że migrujące cząsteczki BPA, które przenikają z butelek do mleka, stanowią zagrożenie dla niemowląt i zakazali tej substancji w butelkach wykorzystywanych do karmienia dzieci. Do dziś nie wprowadzono jednak ograniczeń dla smoczków czy gryzaków.
Tymczasem wyniki badań opublikowane pod koniec zeszłego roku przez Duński Ośrodek Substancji Chemicznych Zaburzających Gospodarkę Hormonalną wykazały, że 13 z 20 testowanych gryzaków dla niemowląt uwalniało bisfenol. BPA wykryto również w 10 z 16 przebadanych par okularów przeciwsłonecznych dla dzieci i we wszystkich 11 przebadanych parach dziecięcych butów skórzanych. Duńscy eksperci wykryli bisfenol A i jego inne odmiany w sumie ponad 60 proc. przebadanych produktów przeznaczonych dla dzieci.
– Konsumenci są narażeni na działanie substancji zaburzających gospodarkę hormonalną od rana do wieczora – przekonuje w rozmowie z jedennewsdziennie.pl Laurens Rutten z Europejskiej Organizacji Konsumenckiej (BEUC).
Badania przeprowadzone na zlecenie Europejskiego Urzędu ds. Bezpieczeństwa Żywności (EFSA) i Europejskiej Agencji Leków (EMA) wskazały, że bisfenol jest dużo bardziej niebezpieczny dla zdrowia, niż do tej pory to zakładano
Bisfenol A jest powszechnie używany nie tylko w zabawkach, ubraniach, meblach czy wykładzinach PCV, lecz także w produkcji materiałów do opakowań żywności. Tworzone z niego tzw. żywice epoksydowe wykorzystuje się w lakierach czy powłokach ochronnych do puszek z żywnością.
To, że uwalniające się z bisfenolu cząsteczki przenikają do organizmu ludzkiego, znane było naukowcom od lat, jednaj do tej pory uważano, że stężenie, w jakim zazwyczaj występują w ludzkim ciele, nie jest niebezpieczne dla zdrowia. Jeszcze w 2015 r. Europejski Urząd ds. Bezpieczeństwa Żywności twierdził, że szkodliwa może być dopiero zawartość ponad 4 mikrogramów (czyli czterech milionowych części grama) cząsteczek BPA na kilogram masy ciała dziennie. Jednocześnie panowało przekonanie, że taki odsetek toksyn w organizmie jest trudny do uzyskania.
Pod koniec zeszłego roku okazało się, że dotychczasowe założenia są niezgodne z prawdą. Wraz z rosnącą produkcją i konsumpcją chemikaliów w UE – w 2021 r. wg danych Eurostatu było to 225 mln ton chemikaliów szkodliwych dla zdrowia, w tym ok. 40 mln ton substancji rakotwórczych, mutagennych i szkodliwych dla układu rozrodczego człowieka – zwiększa się ich zawartość w naszych organizmach.
Badania przeprowadzone na zlecenie Europejskiego Urzędu ds. Bezpieczeństwa Żywności (EFSA) i Europejskiej Agencji Leków (EMA) wskazały, że bisfenol jest również dużo bardziej niebezpieczny dla zdrowia, niż do tej pory to zakładano.
Poza zaburzeniami gospodarki hormonalnej i układu rozrodczego (zaburzenia płodności, przedwczesne dojrzewanie), które już w 2017 r. uznano w UE za ryzyko wynikające z BPA, środek ten jest też odpowiedzialny za choroby nowotworowe.
Chodzi zwłaszcza o nowotwory hormonozależne (takie jak rak piersi, prostaty, tarczycy), choroby układu rozwojowego (wady płodu, zakłócenia hormonu wzrostu) oraz układu metabolicznego (otyłość, cukrzyca) i krwionośnego.
Dr Claude Lambré, przewodniczący panelu EFSA ds. materiałów przeznaczonych do kontaktu z żywnością, przekonuje, że ta lista może być jeszcze dłuższa.
"W badaniach zaobserwowaliśmy wzrost odsetka białych krwinek określonego typu, zwanego limfocytami T pomocniczymi, w śledzionie. Odgrywają one kluczową rolę w naszych komórkowych mechanizmach odpornościowych, a wzrost ich występowania może prowadzić do rozwoju alergicznego zapalenia płuc i zaburzeń autoimmunologicznych”.
W następstwie tych ustaleń Europejski Urząd ds. Bezpieczeństwa Żywności podniósł dopuszczalne granice 20 tys. razy. Teraz dzienna dozwolona zawartość tych toksyn w organizmie to maksymalnie 0,2 nanograma (0,2 miliardowych części grama) na kilogram masy ciała.
Europejskie badania z 11 państw UE, w tym z Polski wykazały, że stężenie BPA przekraczało dozwolone limity u wszystkich biorących udział w badaniu. W reakcji unijni urzędnicy postanowili wypowiedzieć wojnę BPA
Europejskie badania, w których wykorzystano próbki moczu od 2756 osób w wieku 20–39 lat z 11 państw UE, w tym Polski, wykazały, że stężenie BPA przekraczało dozwolone limity u wszystkich biorących udział w badaniu. Polska była również jednym z państw, w których odnotowano tendencje wzrostowe w przypadku zawartości substytutów bisfenolu A, czyli BPS i BPF.
W reakcji na te dane unijni urzędnicy postanowili wypowiedzieć wojnę BPA.
Na celowniku jako pierwsze znalazły się zabawki – to one co roku otwierają listę niebezpiecznych towarów zgłaszanych w unijnym systemie Rapex (the Rapid Alert System for dangerous non-food products). Ze względu na niską masę ciała to dzieci są też najbardziej narażone na negatywne oddziaływanie cząsteczek bisfenolu w swoich organizmach.
Na decyzję Brukseli pozytywnie zareagowała BEUC – Europejska Organizacja Konsumencka. – Jeśli stanie się obowiązującym prawem, będzie to pierwszy raz na świecie, gdy zarówno substancje chemiczne znane, jak i te podejrzewane o zaburzenia gospodarki hormonalnej, zostaną zakazane w całej grupie produktów – mówi w rozmowie z jedennewsdziennie.pl Laurens Rutten.
Mniej entuzjastycznie podeszli do decyzji Brukseli producenci zabawek, według których to niesprawiedliwe obciążenia dla ich sektora. “Kluczem do wzmocnienia bezpieczeństwa są zwiększone, skuteczne kontrole pod kątem już istniejących wymogów, a nie stwarzanie nowych przepisów”
– Zabawki w Unii już są jednymi z najbezpieczniejszych produktów na wspólnym rynku. Obowiązująca do tej pory Dyrektywa o Bezpieczeństwie Zabawek już sprawiła, że nie są one pod żadnym względem szkodliwe dla dzieci. Dodatkowo obowiązują nas wymogi wynikające z innych przepisów unijnych, np. z dyrektywy REACH o rejestracji substancji chemicznych. Albo w przypadku zabawek elektronicznych – dyrektywy RoHs ws. ograniczenia stosowania niektórych niebezpiecznych substancji w sprzęcie elektrycznym i elektronicznym – wylicza w rozmowie z jedennewsdziennie.pl Lars Vogt, dyrektor ds. polityki europejskiej w Toy Industries of Europe.
99 proc. zabawek w UE jest produkowanych i sprzedawanych przez małe i średnie przedsiębiorstwa, dla których sprostanie unijnym wymogom jest bardzo kłopotliwe i kosztowne. – KE robi w ten sposób prezent sprzedawcom, którzy i tak nigdy nie przestrzegali wymogów i nie patrząc na nowe regulacje, nadal będą sprzedawać niebezpieczne zabawki. Dla tych, którzy od lat ponoszą koszty związane z dostosowaniem do unijnych przepisów, to kolejny strzał w stopę – twierdzi Vogt.
Tym bardziej, że – jak przekonują producenci zabawek – zawartość substancji, które chce zakazać UE, często jest znikoma albo znajduje się w takich elementach zabawek jak płytki drukowane w zabawkach elektronicznych, z którymi dziecko nie ma bezpośrednio kontaktu.
Unijni regulatorzy, zamiast nakładać na europejskich producentów nowe obostrzenia, zdaniem tych ostatnich powinni lepiej kontrolować i egzekwować już istniejące przepisy. Na przykład mogą obarczyć większą odpowiedzialnością i kontrolami importerów zabawek z państw trzecich, zwłaszcza tych, którzy sprzedają je na platformach internetowych. Tak, by np. za to, czy sprzedawana przez Amazon zabawka z Chin spełnia unijne wymogi, odpowiadała mająca ją w swojej ofercie handlowej firma internetowa.
– Około 98 proc. zgłaszanych do unijnego systemu Rapex niebezpiecznych zabawek – jak przekonuje Vogt – pochodzi od producentów, którzy nie mają zamiaru przestrzegać unijnych zasad i przejmować się bezpieczeństwem dzieci.
To z Polski pochodzi najwięcej, bo aż 21 proc. wszystkich zgłoszeń niebezpiecznych zabawek do unijnego systemu Rapex. Może to odzwierciedlać skalę towarów, które choć nie spełniają unijnych wymogów, zalewają nasz rynek, albo jak przekonuje Vogt = może “świadczyć o sumienności służb kontrolnych w Polsce”. Według dyrektora Toy Industries of Europe “kluczem do zwiększenia bezpieczeństwa zabawek są zwiększone, uskutecznione kontrole pod względem już istniejących wymogów, a nie stwarzanie nowych”.
Z niewystarczającego nadzoru rynku zdaje sobie sprawę KE. Dlatego w zmianach do dyrektywy o bezpieczeństwie proponuje także wprowadzenie cyfrowego paszportu dla sprzedawanych w UE misiów, lalek czy robotów
– Egzekwowanie przepisów zostanie wzmocnione dzięki technologiom cyfrowym, co pozwoli na łatwiejsze wykrywanie niebezpiecznych zabawek, zwłaszcza na granicach unijnych. W rezultacie wniosek zwiększa równe szanse dla unijnego przemysłu zabawkarskiego – zwłaszcza MŚP - poprzez wyeliminowanie nieuczciwej konkurencji, przy jednoczesnej dalszej poprawie bezpieczeństwa naszych dzieci – mówi unijny komisarz ds. jednolitego rynku, Thierry Breton.
“Unijny paszport cyfrowy dla misia czy lalki nie będzie - jak tłumaczy[ KE – czymś innym niż QR kodem, pod którym będą się kryły informacje o pochodzeniu, produkcji, składzie chemicznym zabawki etc.”
Producenci zabawek w tej propozycji Brukseli znów widzą jednak przede wszystkim dodatkowe, niepotrzebne koszty dla sumiennych przedsiębiorców i zyski dla tych, którzy wymogów nie będą przestrzegać i dzięki temu będą mogli sprzedawać swoje zabawki po niższej cenie. “Jeśli zabawki mogą być kopiowane, tak samo może być z paszportami produktów” - mówi Vogt.
Przemysł zabawkowy nie kryje również frustracji z faktu, że to znów on trafił pod lupę eurokratów. "Zabawki już teraz podlegają bardziej rygorystycznym regulacjom w zakresie zawartych w nich substancji niż inne produkty, z którymi dzieci mają regularniejszy kontakt. Materiały, z których stworzona jest sukienka lalki albo łyżeczka do jej karmienia muszą spełniać bardziej rygorystyczne kryteria, niż te same produkty, czyli sukienka czy łyżka, z których korzysta dziecko w prawdziwym życiu” - zauważa Vogt.
Faktycznie, obowiązujący w przemyśle zabawkowym od 2011 roku zakaz substancji rakotwórczych i mutogennych - CMR wciąż nie ma zastosowania do odzieży, pościeli, mebli, konsol do gier wideo, chlebaków czy bidonów, których dzieci używają dużo częściej niż zabawek.
Ale to - jak zapewnia Komisja Europejska - ma się wkrótce zmienić. Unijni regulatorzy pracują już nad zakazem substancji chemicznych, w tym BPA w opakowaniach żywności (Francja już wprowadziła go do swojego prawa krajowego, a w Danii, Szwecji i Belgii obowiązuje w opakowaniach produktów dla dzieci poniżej 3 roku życia).
“Spodziewamy się, że wniosek w tej sprawie zostanie przedstawiony po przerwie wakacyjnej, a następnie sfinalizowany na początku przyszłego roku. Następny w kolejce jest też rynek kosmetyków, gdzie BPA ze względu na jeszcze bliższy kontakt, stwarza poważne zagrożenie dla zdrowia ludzi” - tłumaczy Laurens Rutten z Europejskiej Organizacji Konsumentów BEUC.
Choć unijna wojna z bisfenolem A może wydawać się prawdziwą rewolucją, to ze względu na długi proces tworzenia prawa w UE, te radykalne dla producentów zabawek, opakowań, kosmetyków zmiany będą miały raczej charakter ewolucji. Na pozbycie się BPA z zabawek ich producenci będą mieli około 3 lat, z opakowań żywności czy kosmetyków BPA odpowiednio 4 czy 5 lat.
Co dalej? Czy wraz z eliminacją BPA znikną powodowane przez substancje chemiczne problemy zdrowotne Europejczyków? To bardzo wątpliwe. Doświadczenie pokazuje, że producenci chemikaliów prowadzą z unijnymi regulatorami prawdziwy wyścig
Zakazane substancje są przez nich szybko zastępowane innymi, równie toksycznymi, ale wciąż tymi, które nie są sklasyfikowane w unijnym prawie.
"Zastąpienie niebezpiecznej substancji substancją, którą również podejrzewa się o to, że jest niebezpieczna, nie jest tym, czego oczekują organy regulacyjne ani obywatele UE” - tłumaczy Peter van der Zandt, dyrektor ds. zarządzania ryzykiem w Europejskiej Agencji Chemikaliów.
Gdy w 2020 roku UE wprowadziła zakaz stosowania bisfenolu A w papierze termicznym, używanym np. do produkcji paragonów czy biletów, wielu producentów zastąpiło go bisfenolem S, nieobjętym restrykcjami, choć już wówczas budzącym poważne podejrzenia dotyczące negatywnego wpływu na układ rozrodczy i hormonalny człowieka.
Cytat na koniec
" Jeśli stanie się obowiązującym prawem, będzie to pierwszy raz na świecie, gdy zarówno substancje chemiczne znane, jak i te podejrzewane o zaburzenia gospodarki hormonalnej, zostaną zakazane w całej grupie produktów"