Orędzie Ursuli von der Leyen. Według naszych informacji najwięcej miejsca ma poświęcić Ukrainie. O Polsce raczej nie wspomni. Czuje się oszukana
- Witaj w JedenNewsDziennie.pl. Dziś zajmujemy się sprawą środowego orędzia Ursuli von der Leyen. Oto najważniejsze punkty materiału:
- Ursula von der Leyen wygłasza ostatnie w tej kadencji Komisji Europejskiej orędzie o stanie Unii. “Chodzące nieszczęście” czy "sprawna polityczka" - przez cztery lata sposób rządzenia UE przez byłą minister obrony Niemiec budził równie wiele uznania, co krytyki
- "Głosowaliśmy na nią jako na inwestycję w UE i relacje z Niemcami. Nie przypuszczaliśmy, że będzie tak słaba". Tuż po wyborze Niemki w prawicowej prasie w Polsce zachwycano się jej wielodzietną rodziną i podkreślano, że jest katoliczką
- Von der Leyen ganiła politykę PiS wobec mniejszości seksualnych i zajmowała się praworządnością w UE. “Ona naprawdę miała świętą cierpliwość do Polski”
- Według nieoficjalnych informacji jedennewsdziennie.pl szefowa KE najwięcej miejsca w swoim orędziu ma poświęcić Ukrainie. Ursula von der Leyen jest bez wątpienia największą orędowniczką Kijowa w UE
- Za wynegocjowane “przy pomocy sms-ów” kontrakty szczepionkowe z Pfizerem przewodnicząca płaci polityczną cenę, której ostateczna wysokość wciąż nie jest znana
- Co dalej? W unijnych stolicach możliwość reelekcji von der Leyen uchodzi za tajemnicę poliszynela. Dzisiejsze orędzie to początek kampanii. "Będzie się w nim promować jako najlepszy broker oraz twórca unijnych kompromisów i konsensusów”
Ursula von der Leyen wygłasza ostatnie w tej kadencji Komisji Europejskiej orędzie o stanie Unii. “Chodzące nieszczęście” czy "sprawna polityczka" - przez cztery lata sposób rządzenia UE przez byłą minister obrony Niemiec budził równie wiele uznania, co krytyki
Nerwowe odliczanie do tego politycznie najważniejszego w roku momentu w Brukseli trwało od wielu tygodni. Ostatnie orędzie, jak mówi się w Brukseli, może być też wstępem do kampanii wyborczej niemieckiej polityczki, która nie wyklucza chęci rządzenia Europą przez kolejne 5 lat.
Dlatego lista sukcesów i osiągnięć Komisji Europejskiej (KE) w dzisiejszym przemówieniu von der Leyen będzie bardzo długa, choć nie wszyscy unijni politycy się z nią zgodzą.
Przez ostatnie cztery lata sposób rządzenia Unią Europejską przez byłą minister obrony Niemiec budził równie wiele uznania, co krytyki. – To chodzące nieszczęście – tak w rozmowie z jedennewsdziennie.pl podsumowuje niemiecką polityk eurodeputowany PiS Ryszard Czarnecki.
"Głosowaliśmy na nią jako na inwestycję w UE i relacje z Niemcami. Nie przypuszczaliśmy, że będzie tak słaba”. Tuż po wyborze Niemki w prawicowej prasie w Polsce zachwycano się jej wielodzietną rodziną i podkreślano, że jest katoliczką
Tak ocenia działalność szefowej KE Czarnecki.
W 2019 roku PiS nie tylko poparł Niemkę na przewodniczącą Komisji Europejskiej, ale wręcz dzięki jego głosom udało się zyskać wymagane kworum w Parlamencie Europejskim. Za Ursulą von der Leyen zagłosowało w Strasburgu 383 europosłów, a wymagana większość wynosiła 374. Przeciwko Niemce było 327 eurodeputowanych, głównie z socjaldemokracji i lewicy.
"Witamy zwycięstwo Ursuli von der Leyen z nadzieją. Czas na nową jakość pracy Komisji Europejskiej, bez podwójnych standardów oraz politycznego i ideologicznego wkraczania w wyłączne kompetencje państw UE” – pisał na Twitterze tuż po tym wyborze europoseł PiS Tomasz Poręba.
"Z wyniku głosowania widać jasno, że bez głosów PiS pani von der Leyen nie zostałaby szefową Komisji Europejskiej, bo uzyskała 9 głosów ponad minimalną wymaganą większość głosów. Ma teraz dług wdzięczności” – tłumaczył na Twitterze Ryszard Czarnecki.
– PiS miał problem, bo po pierwsze, że Niemka, a wtedy była już prowadzona akcja antyniemiecka. Po drugie, że z centroprawicy. Ale w ostateczności przekalkulowali, że nie opłaca się wystąpić przeciwko niej, lepiej zagłosować ‘za’. Potem dorobiono do tego całą ideologię, że to kobieta, matka siedmiorga dzieci – mówi w rozmowie z jedennewsdziennie.pl eurodeputowany PO Jan Olbrycht.
Tuż po wyborze Niemki w prawicowej prasie w Polsce zachwycano się jej wielodzietną rodziną i podkreślano, że jest katoliczką.
Von der Leyen ganiła politykę PiS wobec mniejszości seksualnych i zajmowała się praworządnością w UE. “Ona naprawdę miała świętą cierpliwość do Polski”
Już w swoim pierwszym orędziu o stanie Unii we wrześniu 2020 r. von der Leyen zganiła politykę PiS wobec mniejszości seksualnych, nawiązując do wprowadzanych wówczas w Polsce stref wolnych od LGBT. "Nie ma dla nich miejsca w naszej Unii” – mówiła ku zdziwieniu obecnych na sali plenarnej w Strasburgu europosłów PiS. Zaczęła też szybko realizować zapowiedzi dotyczące przywrócenia praworządności tam, gdzie są z nią problemy. Choć jak tłumaczy eurodeputowany Jan Olbrycht w rozmowie z jedennewsdziennie.pl, w przeciwieństwie do poprzednika Jean-Claude'a Junckera robiła to dużo bardziej zakulisowo. Nigdy nie występuje radykalnie, nie okazuje emocji. To nie wynika ostrożności, a umiejętności politycznych – mówi Jan Olbrycht i dodaje: – Ona naprawdę miała świętą cierpliwość do Polski.
Ale nawet dla szefowej KE miarka przebrała się w lipcu 2021 r., gdy premier Morawiecki postanowił przy pomocy Trybunału Konstytucyjnego podważyć wyrok unijnego Trybunału Sprawiedliwości (TSUE) w sprawie Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego.
Von der Leyen w dorocznym orędziu o stanie Unii we wrześniu 2021 r. znów poświęciła Polsce cały akapit, przypominając, że "wspólne wartości UE są zapisane w naszych traktatach europejskich. I wszyscy zobowiązaliśmy się ich przestrzegać, kiedy jako wolne i suwerenne państwa stawaliśmy się częścią tej Unii. Gwarancją tych wartości jest nasz porządek prawny i wyroki Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości. Wyroki te są wiążące. I dbamy o to, by były wykonywane w każdym państwie członkowskim Unii” – grzmiała wtedy.
Zaledwie kilka tygodni po tym wystąpieniu polski Trybunał Konstytucyjny ogłosił, że w Polsce wyroki TSUE (zwłaszcza ten nakazujący zamrożenie działań Izby Dyscyplinarnej SN) nie muszą być wykonywane. Po tym orzeczeniu, uznanym w Brukseli za prawny Polexit”, Komisja Europejska powiadomiła TSUE , że Warszawa jej zdaniem nie stosuje postanowienia dotyczącego zamrożenia prac Izby Dyscyplinarnej SN. W związku z tym jeszcze w październiku TSUE nałożył na Polskę najwyższą w unijnej historii karę w wysokości 1 mln euro dziennie. Kara była naliczana do 5 czerwca br., czyli wydania ostatecznego wyroku TSUE w tej sprawie (przyznającego rację KE). Choć polski rząd wielokrotnie wnioskował w Brukseli o jej zniesienie, bo część wymogów TSUE spełniono, to KE obniżyła wymiar grzywny dopiero w kwietniu br. i tylko częściowo – do 500 tys. euro za każdy dzień. Ostatecznie spór z Trybunałem UE kosztował Polskę blisko 556 mln euro, czyli prawie 2,5 mld zł.
Czara goryczy w stosunkach von der Leyen z rządem w Warszawie przelała się w czerwcu ub.r., gdy szefowa KE przyjechała do Polski, by ogłosić zatwierdzenie Krajowego Planu Odbudowy (KPO). W czasie wizyty dowiedziała się, że to, co uzgodniono z polskimi negocjatorami w sprawie reformy wymiaru sprawiedliwości jako warunek wypłaty pieniędzy, znów zostało w ostatniej chwili zmienione i już w Polsce nie obowiązywało. – Była wściekła! – mówi nam wolący zachować anonimowość polityk Europejskiej Partii Ludowej (EPL). – Ewidentnie w Polsce ją oszukano. Przyjechała z dobrą nowiną, miała dokument [KPO] w ręku, po czym dowiedziała się, że wszystko zablokowano – potwierdza Olbrycht.
Na temacie polskiego planu odbudowy przewodnicząca Komisji “sparzyła się” dwukrotnie. Nie dość, że polski rząd ją “oszukał”, to jeszcze w europarlamencie zaczęto grozić jej dymisją za zielone światło dla polskiego KPO.
"W tegorocznym orędziu [von der Leyen] o KPO na pewno nic nie powie, nie przyzna się, że wciąż blokuje pieniądze dla Polski” – zapowiadał w ostatnim programie “Onet Europa” europoseł PiS Bogdan Rzońca, podtrzymując retorykę polskich władz, w której to Bruksela jest odpowiedzialna za wstrzymywanie przelewów do Polski.
Według nieoficjalnych informacji jedennewsdziennie.pl szefowa KE najwięcej miejsca w swoim orędziu ma poświęcić Ukrainie. Ursula von der Leyen jest bez wątpienia największą orędowniczką Kijowa w UE
Według informacji naszego serwisu w ostatnim w tej kadencji dorocznym przemówieniu von der Leyen najwięcej miejsca ma poświęcić Ukrainie, zaangażowaniu UE w jej odbudowę i perspektywom rozszerzenia Unii po zakończeniu konfliktu zbrojnego.
Już ubiegłoroczne orędzie zdominowała wojna u granic Unii. “Jeszcze nigdy Parlament nie debatował o stanie naszej Unii, gdy na terytorium Europy toczyła się wojna” – mówiła rok temu w Strasburgu von der Leyen.
"Nauczka, którą wyciągniemy z tej wojny: powinniśmy byli słuchać tych, którzy znają Putina, posłuchać głosów podnoszonych wewnątrz naszej Unii: w Polsce, w państwach bałtyckich i w państwach Europy Środkowo-Wschodniej. Głosy te mówiły nam od lat, że Putin się nie zatrzyma”. Po tych słowach politycy od prawej do lewej strony w Polsce wpadli w euforię i samouwielbienie. Przez wiele kolejnych miesięcy w każdej rozmowie nt. unijnej polityki i relacji z Brukselą przypominano - szczególnie PiS – że "Ursula przyznała im rację”.
Na owacje za pomoc Ukrainie, zdaniem Ryszarda Czarneckiego z PiS, von der Leyen nie zasługuje, choć w Brukseli panuje przekonanie, że gdyby ktoś inny stał w dzisiejszych, wojennych czasach na czele KE, to być może granica między Ukrainą a Rosją przebiegałaby już gdzie indziej.
– W kwestii Ukrainy jest jednoznaczna, nieprzypadkowo była ministrem obrony [RFN]. Dlatego nawet jeżeli dziś obecny kanclerz Niemiec nie jest w sprawie wojny jednoznaczny to ona jest. Nie ustaje w przekonywaniu, że Kijów potrzebuje pieniędzy, i szuka pomocy dla Ukrainy, jeżdżąc po całym świecie” – mówi Olbrycht.
– Ukraińcy są nią sfrustrowani. Mówią, że Ursula von der Leyen cały czas składa te same puste obietnice. Jedzie do Kijowa, obiecuje pieniądze, potem jedzie znowu i obiecuje te same środki, których wciąż nie ma – mówi jedennewsdziennie.pl europoseł Czarnecki.
Decyzje o pomocy Ukrainie, jak wszystkie inne działania w Brukseli, muszą przechodzić żmudne, biurokratyczne procesy. W dodatku nie ułatwia ich węgierski premier, sojusznik PiS, który za każdym razem najpierw miesiącami stawia weto, by na końcu odpuścić.
Wedle danych KE tylko w pierwszym roku wojny Unia przekazała Ukrainie 67 mld euro pomocy, a na ostatnim czerwcowym szczycie w Brukseli przywódcy zaakceptowali hojną propozycję von der Leyen, by do 2027 r. przekazać władzom w Kijowie kolejne 50 mld euro.
Przewodnicząca jest największą orędowniczką Kijowa w UE. To przez obietnicę rezygnacji z embarga na ukraińskie zboże, złożoną Zelenskiemu w sierpniu, UE naprędce szuka rozwiązań pozwalających uniknąć kolejnego sporu z 5 państwami frontowymi, narażonymi na masowy napływ ukraińskiego ziarna. “Bardzo wiele zależy od Ukrainy” – przyznał ostatnio w wywiadzie dla Onetu Janusz Wojciechowski. Polski komisarz ds. rolnictwa wyraźnie sugeruje, że w tym sporze między Kijowem a piątką unijnych stolic to Kijów rozdaje karty i jest dla szefowej KE ważniejszy niż Polska, Węgry, Słowacja, Bułgaria i Rumunia razem wzięte.
– Ona jest pierwszą przewodniczącą, która znalazła się w takiej sytuacji, musiał zmierzyć się z pandemią, wojną! To, że daje sobie radę w tej sytuacji, jest godne podziwu. Jest ewidentnie politykiem zarządzającym – twierdzi Olbrycht.
Nie zawsze jednak wszystko jej wychodzi. Zdaniem Ryszarda Czarneckiego tak było choćby w przypadku pierwszych miesięcy pandemii. – Proszę zapytać o zdanie Włochów i Hiszpanów, których zostawiła w pandemii samych. Potem zaczęła faworyzować jeden koncern farmaceutyczny. Jej zakupy szczepionek nie były transparentne – wytyka von der Leyen europoseł PiS.
– Reakcje unijnych państw na początku faktycznie były nieskoordynowane i panował chaos, ale potem von der Leyen podjęła bardzo zdecydowane działania, a cały zakup szczepionek to ewidentny sukces Unii. Nie mówię o szczegółach, cenach, ale generalnie, że zakupy zostały zrobione, a strefa Schengen to wytrzymała – tłumaczy Olbrycht.
Za wynegocjowane “przy pomocy sms-ów” kontrakty szczepionkowe z Pfizerem przewodnicząca płaci polityczną cenę, której ostateczna wysokość wciąż nie jest znana
Według ustaleń unijnej prokuratury, która wszczęła śledztwo w tej sprawie, von der Leyen przy pomocy esemesów wymienianych z szefem Pfizera Albertem Bourlą miała zobowiązać się w imieniu 27 krajów członkowskich do zakupu w latach 2022–2023 aż 900 mln dawek szczepionki mRNA Cominarty. Był to, jak wskazał Europejski Trybunał Obrachunkowy, "największy podpisany przez Komisję kontrakt na szczepionkę przeciw covid-19”. Von der Leyen konsekwentnie odmawia jednak ujawnienia esemesów, zasłaniając się prywatnością. Zdaniem belgijskiego prawnika Frédérica Baldana, który pozwał szefową KE, taki argument wskazuje na "zażyłą relację między von der Leyen a Bourlą, co oznaczałoby poważny konflikt interesów w negocjacjach kontraktowych”.
Pozwy przeciwko Komisji o ujawnienie dokumentów związanych z negocjacjami szczepionek, w tym esemesowych, złożyły też redakcje “New York Timesa”, "Bilda” i innych mediów.
Unijne instytucje wyraźnie próbują zamieść sprawę kontraktów szczepionkowych pod dywan. Powołana w PE komisja ds. covid-19 zaakceptowała tłumaczenia von der Leyen. Być może również dlatego, że najbardziej wpływowa kobieta w Europie może rządzić Unią jeszcze przez kolejne 5 lat albo zostać szefową NATO. W lipcu pojawiły się doniesienia prasowe, że prezydent Joe Biden chciałby widzieć ją na czele Sojuszu Północnoatlantyckiego. Choć Biały Dom miał się od tych doniesień dystansować, tłumacząc, że braku poparcia dla aspirującego do tej roli brytyjskiego ministra obrony Bena Wallace’a nie należy łączyć z automatycznym poparciem dla jakiegokolwiek innego kandydata.
Co dalej? W unijnych stolicach możliwość reelekcji von der Leyen uchodzi za tajemnicę poliszynela. Dzisiejsze orędzie to początek kampanii. "Będzie się w nim promować jako najlepszy broker oraz twórca unijnych kompromisów i konsensusów”
Wszyscy od dawna o tym mówią, ale nikt nie chce oficjalnie potwierdzić takiej możliwości. Główna zainteresowana też wciąż unika tematu. Zasadą numer jeden w europejskiej grze o krzesła jest, by zbyt wcześnie się nie spalić.
"To orędzie otwiera jej kampanię, dlatego będzie się w nim promować jako najlepszy broker oraz twórca unijnych kompromisów i konsensusów” – zapowiada Dara Murphy, były strateg wyborczy EPL.
– Po wysłuchaniu jej przemówienia okaże się, że nie ma przechylenia w jedną czy drugą stronę sceny politycznej. Każdy usłyszy coś, co mu się spodoba, zadowoleni będą zarówno zwolennicy klimatu, jak i gospodarki uprzemysłowionej. To świadczy o tym, że ona jest naprawdę sprawnym politykiem – mówi Olbrycht.
Co nie oznacza, że w ciągu najbliższych miesięcy będzie musiała jeszcze bardziej się pilnować, jeśli chce skorzystać z “miękkiego lądowania”. Dziś po południu, zaledwie kilka godzin po jej przemówieniu w PE, europosłowie będą debatować nad jej propozycją o odstrzale wilków. Kiedy von der Leyen w ubiegły poniedziałek wezwała do "nowego podejścia UE do wilków", podkreślając, że gatunek ten stał się "prawdziwym zagrożeniem”, w Brukseli zaczęto spekulować, że to prywatna wendeta przewodniczącej KE. W ubiegłym roku jeden z jej ulubionych kucyków padł ofiarą wilków.
W UE nie brakuje również tych, którzy niemieckiej polityczce wcale dobrze nie życzą. Rządząca w Rzymie partia Bracia Włosi Giorgii Meloni wciąż pamięta, jak tuż przed wyborami von der Leyen ostrzegała publicznie, że “jeśli sprawy we Włoszech po wyborach pójdą w trudnym kierunku, mamy narzędzia, jak w przypadku Polski i Węgier”. Te słowa szefowej KE cały czas wypomina jej też węgierski Fidesz i PiS. – To była ewidentna próba ingerowania w wybory we Włoszech, która oburzyła nawet lewicowych polityków włoskich – twierdzi Czarnecki.
Podobnie ostatnio wypowiadają się Węgrzy, sygnalizując, że by dostać ich poparcie przy wyborze na drugą kadencję, von der Leyen musi się zmienić. W rozmowie z “Politico” doradca węgierskiego premiera Balázs Orbán tłumaczy: “Popieraliśmy ją, ale ona realizuje teraz swoją własną polityczną agendę, bez konsultacji ze stolicami, niezależnie od tego, czy chodzi o stosunki z USA, Chinami, wojnę w Ukrainie czy sankcje. Sposób, w jaki funkcjonuje ta Komisja Europejska, zamiast jednoczyć, dzieli Unię”. Rok temu Komisja Europejska von der Leyen po raz pierwszy w historii wykorzystała nowe narzędzie "pieniądze za praworządność”, zamrażając Budapesztowi dostęp do 65 proc. unijnych funduszy. “Pole manewru w negocjacjach z tą KE jest coraz węższe. Musi dać nam jakikolwiek pozytywny sygnał” – tłumaczy Balázs Orbán, nie wykluczając, że na końcu negocjacji, jak to często w przypadku Budapesztu bywa, Węgry po raz kolejny poprą Niemkę.
Cytat na koniec
"Na pewno zaapeluje o to, by te kraje, które już mają dostęp do środków z KPO, pospieszyły się z ich wydawaniem, a te, które nie mają, wypełniły kamienie milowe, by mogły zacząć z nich korzystać, bo mają na to czas tylko do połowy 2026 roku. Ten pociąg ucieka nam codziennie!"
Wykorzystane materiały
Czas pracy nad materiałem: 15 godzin