niedziela, 17 września

Chiński smok dyszy i ciąży mu dług. Druga największa gospodarka świata wchodzi w nową rzeczywistość

Maria Mazurek / Gazeta.pl

  • Witaj w JedenNewsDziennie.pl. Dziś zajmujemy się kwestią pogarszającego się stanu chińskiej gospodarki. Oto najważniejsze punkty materiału:
  • "Król szminki" niechcący pokazał problemy zwykłych Chińczyków. Konsumenci odczuwają presję
  • Niektórzy liderzy zachodni i komentatorzy ostrzegają: w Chinach nadchodzi pełnowymiarowy kryzys
  • Główne silniki chińskiej gospodarki się zacinają. Eksport dołuje, konsumenci w kraju nie chcą wydawać, a władze nie chcą stymulować wzrostu na kredyt
  • Zachodnie przedsiębiorstwa przenoszą się z Chin do Indii. "Coraz więcej firm postrzega rynek chiński jako ryzykowny"
  • Co dalej? Chiny zwalniają i do tego trzeba będzie się przyzwyczaić. "To będzie nowym elementem rzeczywistości"
następna sekcja

“Król szminki” niechcący pokazał problemy zwykłych Chińczyków. Konsumenci odczuwają presję

Zaczęło się w niedzielę 10 września, od zwyczajowej transmisji wideo na żywo, w której Li Jiaqi sprzedawał kredki do brwi chińskiej marki po 79 juanów (równowartość niespełna 11 dolarów) za sztukę. Influencer zakupowy o olbrzymiej popularności wdał się w dyskusję z internautą, który zarzucał zbyt wysoką cenę polecanego przez niego produktu. "Drogo? Cena jest taka sama od wielu lat. Nie opowiadaj rażących bzdur. Krajowym markom trudno przetrwać. [...] Czasami trzeba się zastanowić i zadać sobie pytanie, dlaczego po tylu latach nie dostałeś podwyżki. Czy pracowałeś wystarczająco ciężko?” - powiedział Li Jiaqi, a nagranie szybko stało się bardzo popularne w internecie.

Oburzenie wielu komentujących było na tyle duże, że influencer kilka razy publicznie przepraszał, ale i tak w kilka dni stracił ponad milion obserwujących na platformie Weibo, chińskim odpowiedniku X (dawnego Twittera). Nadal jednak ma ich tam ponad 29 milionów. Na Taobao, platformie dla detalicznych zakupów internetowych, na której odbywają się streamingi na żywo, takich obserwujących ma 76 milionów.

Bojkot może zaboleć Li Jiaqi, który zeszłym roku zarobił na sprzedawaniu produktów kosmetycznych przez internet równowartość 250 milionów dolarów. Influencer zakupowy nazywany jest chińskim “królem szminki”. Przydomek ten dostał po tym, jak w ciągu 5 minut sprzedał 15 tysięcy szminek. Rywalizował wtedy z Jackiem Ma, założycielem portalu Alibaba - Taobao jest częścią Alibaba Group (na marginesie: Jack Ma, biznesmen i miliarder celebryta, dwa lata temu po krytyce komunistycznych władz zniknął z przestrzeni publicznej, "odnajdując" się dopiero w tym roku, ma teraz mieszkać w Tokio - ale to temat na osobną opowieść).

Po wypowiedzi Li Jiaqi w internetowych komentarzach rozpętała się burza, która dobrze pokazuje osłabienie nastrojów konsumenckich. "Tak ciężko pracujemy, aby zarabiać 3000 juanów (411 dolarów) miesięcznie. Gwiazdom łatwo jest zarabiać pieniądze!” - pisał jeden z internautów na Weibo (cytujemy za CNN). “Jasne, bycie kapitalistą to coś innego. Zapomniałeś, jak dotarłeś na szczyt. Sprzedawca przestał sprzedawać towary i zaczął edukować nas, konsumentów” - komentował inny.

następna sekcja

Niektórzy liderzy zachodni i komentatorzy ostrzegają: w Chinach nadchodzi pełnowymiarowy kryzys

Chińscy konsumenci nie chcą już tak bardzo wydawać pieniędzy, jakby tego chciały chińskie władze, a cała gospodarka dostała poważnej zadyszki. Jak poważnej? Według niektórych, może się tam szykować potężny kryzys. Takie określenie padło na przykład ze strony prezydenta Stanów Zjednoczonych Joe Bidena. Na marginesie szczytu G20 określił sytuację gospodarczą Chin mianem "kryzysu".

Ruchir Sharma, inwestor i felietonista “Financial Times” na łamach prestiżowego brytyjskiego dziennika ekonomicznego pisał niedawno, że Chiny mogą czekać dwa scenariusze. W tym bardziej pozytywnym drugiej największej gospodarce świata w tymczasowym odbiciu może pomóc branża technologiczna.

W drugim, ryzyko, jakie niesie ze sobą rozchwiany rynek nieruchomości może doprowadzić do sytuacji podobnej do tej ze Stanów Zjednoczonych z 2008 roku, a w konsekwencji do "pełnowymiarowego kryzysu finansowego".

W obu przypadkach chodzi o krótkoterminowe scenariusze, w dłuższym, według komentatora, Chiny tak czy siak czeka spowolnienie.

następna sekcja

Główne silniki chińskiej gospodarki się zacinają. Eksport dołuje, konsumenci w kraju nie chcą wydawać, a władze nie chcą stymulować wzrostu na kredyt.

Co zatem w drugiej największej globalnej gospodarce się dzieje? Od tygodni z Chin dostajemy niezbyt pozytywne dane. Oto przegląd najnowszych: eksport w sierpniu spadł aż o 8,8 proc. rok do roku - i był to czwarty miesiąc takiego spadku wciąż kluczowego silnika chińskiego PKB (nadal jest to w końcu "fabryka świata"). Wynika to ze słabości popytu ze strony rynków zagranicznych. Potężnym problemem jest sytuacja na rynku nieruchomości, który odpowiada za 25-30 proc. chińskiego PKB.

Inflacja, która nas tak boli od wielu miesięcy, w Chinach jest innym problemem - po prostu jej tam nie ma, co we wzroście gospodarczym wcale nie pomaga. Pekin musi walczyć z deflacją, czyli spadkiem cen. Pewnym pocieszeniem dla władz może być tylko fakt, że w sierpniu deflacji konsumenckiej już nie było, ceny minimalnie wzrosły, o 0,1 proc. rok do roku. Ale jeśli chodzi o ceny producentów (inflacja PPI), wciąż jest spadek, w sierpniu o 3,3 proc. rok do roku.

Drugi ważny silnik chińskiej gospodarki, na który władze bardzo mocno liczyły, czyli konsumpcja, też wygląda słabo, choć akurat najświeższe (opublikowane 15 września) dane o pokazały pewne odbicie - sprzedaż detaliczna wzrosła o 4,6 proc. rok do roku. Niemniej analitycy ostrzegają jeszcze przed nadmiernym optymizmem i uznawaniem, że ożywienie gospodarcze jest już pewne.

W najnowszej ankiecie Agencji Reutera średnia prognoza 76 analityków (zarówno spoza Chin, jak i w tym kraju) zakłada niższy wzrost PKB Chin niż wcześniej oczekiwano. W tym roku ma wynieść 5 proc. (w lutym zakładano, że będzie to 5,5 proc.), a w przyszłym ma spaść do 4,5 proc.

- Problemy chińskiej gospodarki skłaniają Chińczyków do ograniczania konsumpcji i odkładania pieniędzy na trudniejsze czasy. Lata pandemii pokazały mieszkańcom Chin, jak nagle te czasy mogą stać się dużo trudniejsze. Oszczędności zatem pozostają wysokie, a wydatki, czyli konsumpcja, są ograniczane, przez co słabnie tempo wzrostu gospodarczego. To problem dla modelu gospodarczego Chin. -Xi Jinping już lata temu chciał postawić mocniej na popyt wewnętrzny i ograniczyć uzależnienie gospodarki od eksportu i inwestycji. Starania były zatem od dawna, ale cały czas napotykają problemy. To też wiąże się ze słabością systemu zabezpieczenia społecznego w Chinach - ochrona zdrowia czy edukacja są w wielu przypadkach płatne, co dodatkowo skłania ludzi do oszczędzania - wyjaśnia Damian Wnukowski, koordynator Programu Azja i Pacyfik Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych (PISM).

Pomóc mógłby tutaj potężny pakiet stymulacyjny, na wzór tego, jaki Chiny wdrożyły po globalnym kryzysie finansowym 2008 roku. Jest tylko jeden problem: dług. Jak podaje Międzynarodowy Fundusz Walutowy, na koniec zeszłego roku chińskie zadłużenie było na poziomie 272 proc. PKB. Wprawdzie w Stanach Zjednoczonych wygląda to podobnie, tyle że tam ta relacja w zeszłym roku spadła, podczas gdy w Chinach wzrosła. W takiej sytuacji chińskie władze nie mają ochoty - przynajmniej na razie - na jeszcze mocniejsze zadłużanie. Pewne działania pomocowe się pojawiają, ale raczej niewielkie, dotyczące przede wszystkim rynku nieruchomości.

- Chińska gospodarka w ostatnich dekadach rosła bardzo szybko, ale w niezrównoważony sposób. Wzrost był napędzany przez potężne inwestycje finansowane na kredyt, natomiast konsumpcja kulała. Historia gospodarcza pokazuje, że po okresie gwałtownego wzrostu zadłużenia przychodzi moment korekty - albo w formie załamania, kryzysu, albo wieloletniej stagnacji, jaką znamy z Japonii - mówił niedawno Next.gazeta.pl Maciej Kalwasiński z Ośrodka Studiów Wschodnich (OSW). Podkreślał, że zapewne właśnie dlatego Chiny nie działają tak zdecydowanie, jak w przeszłości (choć wciąż mogą to zrobić i potężny pakiet wspierający gospodarkę nie jest wykluczony).

- Kilka lat temu na łamach państwowych mediów w Chinach został opublikowany tekst. Wprawdzie bez podpisu, natomiast według niepotwierdzonych doniesień autorem był Liu He, ówczesny wicepremier i centralna postać w polityce gospodarczej. W tekście tym padło stwierdzenie, że dług - jak drzewo - nie rośnie do nieba i gdzieś jest limit, kiedy musi przestać rosnąć. W pewnym momencie wzrost długu jest bardzo destabilizujący i może prowadzić do fatalnych konsekwencji - dodawał ekspert OSW.

następna sekcja

Zachodnie przedsiębiorstwa przenoszą się z Chin do Indii. "Coraz więcej firm postrzega rynek chiński jako ryzykowny"

Tymczasem zaufanie do państwa chińskiego spadło nie tylko w samych Chinach. Firmy ze Stanów Zjednoczonych i Europy decydują się przenosić część swojej działalności z Państwa Środka do innych krajów, głównie azjatyckich, w tym do Indii, co potwierdza raport firmy analitycznej Rhodium Group. Wartość amerykańskich i europejskich inwestycji typu greenfield (od podstaw) w Indiach w 2022 roku wzrosła o aż 400 proc. rok do roku (o 65 mld dolarów). Jednocześnie takie inwestycje spadły w Chinach.

Nie jest to kwestia jedynie minionego roku. Pięć lat temu tego typu zachodnie inwestycje w tym kraju wyniosły 120 miliardów dolarów, w zeszłym już mniej niż 20 miliardów.

- Już od czasu prezydentury Donalda Trumpa i nasilenia się rywalizacji na linii Stany Zjednoczone - Chiny, firmy z różnych państw zaczęły zastanawiać się nad przenoszeniem swojej działalności z ChRL do innych państw. Pandemia tylko takie myślenie wzmogła. Część największych przedsiębiorstw dywersyfikuje swoich dostawców, sieci produkcji i dostaw. Korzystają na tym na przykład państwa ASEAN z Wietnamem na czele, czy Indie. To w połączeniu ze słabszymi perspektywami dla chińskiej gospodarki i niepewnością co do polityki władz ChRL sprawia, że coraz więcej firm postrzega rynek chiński jako ryzykowny - potwierdza Damian Wnukowski.

Indie zresztą wyrastają na rywala Chin wśród państw Globalnego Południa, ale i Zachód zabiega wręcz o dobre stosunki z Delhi. Z Indiami wszyscy chcą teraz dobrze żyć, mimo ich niejednoznacznego stosunku do wojny w Ukrainie. Premier kraju, Narendra Modi, chciałby, by jego kraj stał się liderem Globalnego Południa, potrafiącym łączyć interesy z Globalną Północą. Dobrze było to widać podczas niedawnego szczytu G20, na które zresztą chiński przywódca nie przyjechał, wysyłając w swoim imieniu premiera Li Keqianga. Indiom udało się doprowadzić do porozumienia wszystkich uczestników szczytu i wypracowania wspólnego komunikatu - a jeszcze chwilę przed spotkaniem wiele wskazywało na to, że będzie to niemal niemożliwe. Patryk Kugiel, analityk PISM, uznał Chiny za największego przegranego szczytu.

Mimo częściowego odpływu zachodnich przedsiębiorstw z Chin, nadal jest to jednak wielki rynek zbytu, z ogromnym, bogacącym się społeczeństwem. Damian Wnukowski zauważa jednocześnie, że Chiny mają ciągle bardzo dobre rozwinięty ekosystem poddostawców, co zachęca nie tylko do produkcji na miejscu, ale także do importu zaopatrzeniowego, na potrzeby produkcji lokalnej w danym państwie.

następna sekcja

Co dalej? Chiny zwalniają i do tego trzeba będzie się przyzwyczaić. "To będzie nowym elementem rzeczywistości"

- Wydaje mi się, że pomimo tych wszystkich nakładających się na siebie problemów głębokiego kryzysu raczej nie należy się obecnie spodziewać - mówi Damian Wnukowski z PISM.

- Reformy w kluczowych obszarach, takich jak system zabezpieczenia społecznego i emerytalnego, rynek nieruchomości, demografii czy działalność przedsiębiorstw państwowych, będą trudne. Wszystko to skłania do tezy, że wchodzimy w okres słabszego niż jeszcze parę lat temu, umiarkowanego, oczywiście dla Chin, kilkuprocentowego wzrostu gospodarczego, z odkładaniem rozwiązań tych problemów strukturalnych na później. Wolniejsze tempo wzrostu chińskiej gospodarki będzie nowym elementem rzeczywistości - mówi.

Jego zdaniem Pekin liczy teraz mocno na rozwój nowych technologii i automatyzację, które mogłyby pomóc poradzić sobie z narastającym problemem demograficznym. Przywoływane tutaj Indie już prawdopodobnie mają więcej mieszkańców niż Chiny, a ich populacja ma korzystniejszą strukturę wiekową. Tutaj Pekin także napotyka na kłopoty, bo nasila się negatywny stosunek państw zachodnich - już nie tylko Stanów Zjednoczonych - do rozwoju chińskich technologii.

- Pozycja Chin na gospodarczej mapie świata jest może nieco zachwiana, natomiast nadal jest to ogromna siła, dla ponad 120 państw Chiny są głównym partnerem handlowym. I tej siły nie można lekceważyć - podsumowuje Damian Wnukowski.

następna sekcja

Cytat na koniec

"Gospodarka Chin to smok z mocną zadyszką. Wciąż z dużą siłą, ale wchodząca w nową rzeczywistość - wolniejszego wzrostu gospodarczego, z wieloma problemami społecznymi. Jeśli nie będzie głębszych reform, problemy te mogą się nawarstwiać i w konsekwencji doprowadzić do mocnego kryzysu, ale jeszcze nie teraz"

Damian Wnukowski, PISM

następna sekcja

Wykorzystane materiały

Rozmówcy:

  • Damian Wnukowski, Polski Instytut Spraw Międzynarodowych [link]
  • Maciej Kalwasiński, OSW, wywiad dla Next.gazeta.pl [link]

Komentarze i źródła:

  • Artykuł CNN: [link]
  • Materiał nowojorskiego portalu The China Project: [link]
  • Artykuł komentarzowy w "Financial Times": [link]
  • Ankieta Agencji Reutera dotycząca spodziewanego wzrostu PKB Chin: [link]
  • Artykuł Agencji Reutera: [link]

Czas pracy nad materiałem: 11 godzin

To wszystko na dziś

Do zobaczenia!